Skoro masz stracić wszystko, co kochasz, po co jeszcze walczyć?
W dzień dożynek mieszkańcy Panem budzą się zdjęci strachem. W tym roku, z okazji drugiego Ćwierćwiecza Poskromienia, dwukrotnie więcej trybutów trafi na arenę.
Haymitch Abernathy z Dwunastego Dystryktu woli nie zastanawiać się nad tym, co przyniesie los. Chce tylko przebrnąć przez ten dzień i spotkać się z dziewczyną, którą kocha.
Gdy słyszy swoje nazwisko, czuje, że jego przyszłość legła w gruzach. Musi zostawić bliskich i jechać do Kapitolu w towarzystwie trójki innych trybutów z Dwunastki: przyjaciółki, która jest jak młodsza siostra, kompulsywnego analityka i największej snobki w mieście.
- Maja, co się stało? - Zapytał zaniepokojony mąż, widząc, że leżę na łóżku skulona i płaczę.
- Haymitch... - wyszeptałam, zanosząc się łzami. Chwilę wcześniej przeczytałam ostatnie strony tej powieści i moje serce rozpadło się na miliony kawałków. Haymitch, kochany, tak bardzo mi przykro...
Do napisania tej recenzji zbierałam się od kilku dni. Za każdym razem moje palce zastygały nad klawiaturą, oczy zachodziły mi łzami i nie byłam w stanie pozbierać myśli. Czekałam na tę powieść. Haymitch jest moją ulubioną postacią z cyklu "Igrzyska śmierci". Z jednej strony bardzo chciałam dowiedzieć się, co działo się podczas jego starcia na arenie, a z drugiej strony nieco obawiałam się tego, jak ta historia zostanie opowiedziana, czy nie zabije we mnie miłości do tego bohatera. Nie zabiła, wręcz przeciwnie, pokochałam go jeszcze bardziej.
Głównego bohatera spotykamy w dniu dożynek. W tym roku, z okazji drugiego Ćwierćwiecza Poskromienia, na arenę trafi dwukrotnie więcej trybutów. Wśród nich znajduje się Haymitch. Możemy śledzić jego podróż do Kapitolu i przygotowania do igrzysk. Moje serce pękło po raz pierwszy, gdy Haymitch został wybrany, drugi raz, gdy wyjeżdżał z Dystryktu. Potem już tylko rozbijało się na coraz mniejsze kawałki. Dezynfekcja po podróży, prezentacja trybutów, wydarzenia na arenie... Powrót Haymitcha do domu, to, co działo się, gdy czekał na pociąg, kompletnie mnie zdruzgotało. Końcówkę książki czytałam, ocierając spływające mi po twarzy łzy.
Powieść jest brutalna, dużo tutaj przemocy, choć same igrzyska stanowią niewielką część całości. Dużo dzieje się przed nimi oraz po ich zakończeniu. Nie będę spoilerować, o kogo chodzi, ale pojawiają się bohaterowie znani z trylogii o Katniss. Przed sięgnięciem po tę książkę nieco obawiałam się tego, że nie wywoła we mnie większych emocji, bo przecież czytałam inne części cyklu i wiem, że Haymitch przeżył swoje igrzyska. Jakże się myliłam...
Ta część jest według mnie najlepsza z całego cyklu. Pisząc recenzję, z trudem powstrzymywałam łzy, gdy przypominało mi się to, co się działo. Przeżywałam śmierć trybutów, znałam ich przez chwilę, ale miałam wrażenie, że tracę członków rodziny...
Brakuje mi tchu, gdy myślę o propagandzie Kapitolu, o tym, jak zręcznie naginano fakty, by coś ładnie wyglądało w telewizji i pasowało do narracji, jaką przyjęto. Nie sądziłam, że mogę znienawidzić Snowa jeszcze bardziej, a jednak...
Nie przepadam za brutalnymi scenami, więc jeszcze się zastanowię.
OdpowiedzUsuń