Harlan Coben "Tylko jedno spojrzenie"

 

W zwyczajne popołudnie, które miało się okazać ostatnim zwyczajnym popołudniem w jej życiu, Grace zaczęła przeglądać odbitki z rodzinnej wycieczki. Uśmiechnięte twarze córki, syna i Jacka – kochanego męża… A za chwilę – fotografia z zupełnie innych czasów, z pięcioma obcymi osobami.

Obcymi…? Jedna twarz wygląda bardzo znajomo… Zupełnie jakby Jack, tylko młodszy o dwadzieścia lat. Ale jej mąż zaprzecza, że znajduje się na zdjęciu. A tej samej nocy znika bez śladu.

Grace jest zdecydowana zrobić wszystko, aby odnaleźć Jacka i odkryć prawdę o podrzuconym zdjęciu. Nie wie jednak, że do tego samego dążą też inni – a wśród nich pewien zawzięty zabójca…

Harlan Coben jest jednym z tych autorów, których książki czytam w ciemno. Jestem jego wierną fanką już od 20 lat, a wydawało mi się, jakbym wczoraj przyniosła jego "Nie mów nikomu" z biblioteki. Powieść, o której chcę dzisiaj opowiedzieć, "Tylko jedno spojrzenie", uchowała się przede mną do tej pory.

Zaczyna się niewinnie. Grace odbiera wywołane zdjęcia z rodzinnej wycieczki. Wśród nich znajduje się jednak fotka, której ewidentnie nie wykonało. Mało tego, wygląda ona na zrobioną zdecydowanie wcześniej. Jednak jedna twarz na tym zdjęciu jest znajoma. To Jack, mąż kobiety, tyle że młodszy. Ten zdecydowanie zaprzecza, że to on. Jednak tego samego wieczora, gdy widzi to zdjęcie, znika. Grace dokłada wszelkich starań, by rozwiązać zagadkę związaną z tajemniczą fotografią i zniknięciem męża.

Harlan, Harlan, znowu to ze mną zrobiłeś. Wyprowadziłeś mnie w pole, ale za to kocham powieści, które wyszły spod jego pióra. Na początku powieść jest niemal sielska, nic nie zapowiada tego, w jaką stronę się rozkręci, by potem co chwilę wciskać mnie w fotel.

Dzieje się dużo. Od razu zaznaczam, że nie jest to powieść dla osób o słabych żołądkach, bo niektóre sceny mogą naprawdę przetestować jego wytrzymałość. Autor nie bawi się w owijanie w bawełnę, jak krew się leje, to strumieniami. Jednak ta powieść to nie tylko historia o odkrywaniu przeszłości. To także obraz rodzicielstwa. I wiecie, nie takiego instagramowego, idealnego, ale naznaczonego cierpieniem i śmiercią. Te wątki chwytały mnie za serce.

Niezwykle cenię sobie powieści Cobena za to, że potrafią uśpić moją czujność. No bo niby co takiego może kryć się za fotografią sprzed lat, że dorosły człowiek, mąż i ojciec, nagle ucieka na jej widok. Żałuję, że nie mogłam zobaczyć swojej miny, gdy dotarłam do finału. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.

Poczułam więź z bohaterami, nie byli mi obojętni. Zastanawiałam się, jakie trupy mogą wypaść z ich szafy, co przede mną ukrywają, czego się boją. Krótkie rozdziały pisane z perspektywy różnych bohaterów dodatkowo pozwoliły mi ich lepiej poznać. To także dawkowało napięcie. 

Cieszę się, że ta książka wpadła mi w ręce dopiero teraz, gdy jestem już dorosłą kobietą, a nie miałam styczności z nią, gdy byłam nastolatką. Teraz lepiej mogę zrozumieć bohaterki tej powieści, ich obawy są mi nieco bliższe. I miło było przeżyć podróż w czasie, w trakcie której trzeba było włożyć więcej pracy w to, by odkryć pewne rzeczy, Internet nie był wtedy jeszcze aż tak rozwinięty.

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Albatros.

Udostępnij ten post

1 komentarz :

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka