Tym razem arcymistrz polskiej fantasy cofa się do młodzieńczych lat Geralta, który stawia dopiero pierwsze kroki w wiedźmińskim fachu i musi sprostać licznym wyzwaniom. Uzbrojony w dwa runiczne miecze, zwalcza potwory, ratuje niewinne dziewice i pomaga nieszczęśliwym kochankom. Zawsze i wszędzie stara się przestrzegać niepisanego kodeksu, który przejął od swoich nauczycieli i mentorów. Jak to zwykle bywa, życie nie szczędzi mu rozczarowań – młodzieńczy idealizm raz po raz zderza się z rzeczywistością.
Do napisania tej recenzji zbierałam się już od jakiegoś czasu. Z jednej strony czekałam na tę książkę, kocham Geralta już od wielu lat, ale z drugiej strony, gdy widziałam, co działo się wokół niej, mam na myśli ruchy wydawnictwa dotyczące wersji okładkowych, poczułam ogromny niesmak, który skutecznie przez pewien czas trzymał mnie z dala od klawiatury.
Na początku kompletnie nie potrafiłam wkręcić się w tę historię. Miałam wrażenie, że jest pisana na kolanie. Jak napisałam swego czasu na stories, była dla mnie jak wzruszająca opera, w trakcie której nagle na scenę wchodził Zenek Martyniuk i zaczynał śpiewać "Przez twe oczy zielone". Miałam wrażenie, że autor miał pomysł na poprowadzenie sceny do pewnego momentu, ale nie do końca przemyślał jej zakończenie. Po przeczytaniu mniej więcej 1/3 książki poczułam, że to jest świat, który pokochałam i w którym chcę zostać.
Postać młodego Geralta nie od razu przypadła mi do gustu. Początkowo mnie irytował, ale z czasem zaczęłam się do niego przekonywać. Chciałam dowiedzieć się, jaką drogą szedł za młodu. Do moich ulubionych wątków będą należały ten ze strzygą i odprawianiem uroku. Tutaj najbardziej czułam klimat sagi, zwłaszcza w tym drugim przypadku. Sporo tutaj smaczków dla fanów tego uniwersum.
Tę książkę można spokojnie czytać bez znajomości pozostałych powieści i zbiorów opowiadań. I myślę, że to nawet lepsze rozwiązanie, wtedy trochę inaczej spojrzy się na Geralta oraz jego późniejsze dokonania. Nie będzie to moja ulubiona część cyklu, ale nie powiem też, że żałuję czasu, który poświęciłam na lekturę. Były dobre momenty, pośmiałam się trochę, szkoda tylko że książka była taka krótka.
Na koniec jedna uwaga. Książce przydałaby się porządna okładka, która nie ściera się w trakcie lektury, a i na korekcie oraz redakcji nie warto oszczędzać. Skoro kosi się na czytelnikach sporą kasę, dobrze byłoby dać im do ręki wartościowy także pod względem wizualnym towar.
Raczej nie sięgnę po ten tytuł.
OdpowiedzUsuń