Strony

poniedziałek, 4 listopada 2024

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #535 Daniel Hurst "Wdowa po lekarzu"

 

Kochałam mojego męża, doktora Drew Devlina, ale mnie zdradził. a teraz już nie żyje.

Kiedy wkładam klucz do zamka i otwieram drzwi do luksusowego, nowego domu, który kupiłam za pieniądze z polisy ubezpieczeniowej Drew, jestem przekonana, że najgorsze dni mam już za sobą. Mój sekret jest bezpieczny i nie mogę się doczekać, by czerpać pełnymi garściami z nowego bogactwa i wolności.

Uwaga, to nie będzie recenzja, a roast. W poniższym tekście będzie roiło się od spoilerów dotyczących zarówno tej książki, jak i poprzedniej części tego cyklu. 

Drew Devlin, mąż Fern, nie żyje. Kobieta przyczyniła się do jego odejścia z tego świata. Nakłoniła Rory'ego, męża Alice, czyli kochanki Drew, do popełnienia zbrodni i wrobienia w nią niewiernej żony. Drew odszedł, Alice trafiła do więzienia, a Fern pomogła odejść Rory'emu, bo stanowił dla niej zagrożenie. Jednak i ta zbrodnia uszła jej na sucho. Kobieta rozpoczyna życie wdowy, kupuje sobie nowy dom i samochód, poznała Rogera. Mężczyznę idealnego, z którym planuje swoją przyszłość. Jednak, jak wiemy z poprzedniej części, Roger to nie Roger, a Greg, przyjaciel Drew, który nie wierzy w to, że zabiła go kochanka, i próbuje zdemaskować jego żonę. W tym celu nawiązuje z nią romans, licząc na to, że kobieta w końcu przyzna się do tego, co zrobiła. Płaci za to wysoką cenę.

Pewnie zastanawiacie się, dlaczego na początku napisałam, że będzie to roast, a nie recenzja. Książka jest całkiem nieźle oceniana na lubimyczytac.pl. I zastanawiam się, czy czytaliśmy tę samą historię. Fabuła jest naciągana jak stringi na pośladkach słonia, ale po kolei.

Fern pozbyła się swojego niewiernego ślubnego. Co prawda nie pomogłam odejść swojemu mężowi, żyje, ma się dobrze, ale gdybym przeszła na ciemną stronę mocy i obróciła go w czarną materię, to raczej nie wychylałabym się przed szereg. Przeniosłabym się do rodziców, zamknęła na jakiś czas w pokoju, udawałabym przynajmniej, że jest mi przykro, że miłość mojego życia biła mnie po rogach i jeszcze kochanka przyczyniła się do tego, że zszedł z tego świata. Tymczasem Fern wjeżdża na pełnej w nowiutkim, drogim samochodzie, kupuje sobie nowy, wypasiony dom (z polisy, którą otrzymała po śmierci męża) i niemal od razu wchodzi w nowy związek. Dobra, każdy przeżywa żałobę na swój sposób, jedni ocierają łzy chusteczkami, inni, tak jak Fern, funtami. I gdybym miała na sumieniu śmierć męża, bardziej bym się pilnowała w kwestii alkoholu, bo pod wpływem można coś chlapnąć. Tak jak Fern, która przyznała się do wszystkiego, a Roger ją nagrał i udostępnił plik z jej wyznaniem dalej.

Roger, a właściwie Greg. Jego chyba też z równie wadliwej pod kątem inteligencji linii produkcyjnej co Fern wzięli. Nie powiem, chciał dobrze, był takim rycerzem na białym koniu, który postanowił oddać sprawiedliwość niesłusznie oskarżonej kobiecie. I to się chwali. Tyle że jego instynkt samozachowawczy diabli wzięli. Gość postanawia nawiązać romans z kobietą, która mogła przyczynić się do śmierci jego przyjaciela. Przedstawia się pod innym imieniem, udaje czarującego, kochającego mężczyznę. Zapytacie, dlaczego jego instynkt samozachowawczy pasie się z owcami? Już Wam powiem. Gdybym to ja postanowiła zrobić coś takiego, za nic w świecie nie poszłabym do łóżka z potencjalną podejrzaną bez zabezpieczenia, nad którym mam kontrolę. A Roger-Greg jak gdyby nigdy nic radośnie przerabia Kamasutrę z Fern, wiedząc, że ta może kłamać w kwestii zabezpieczania się, zwłaszcza że powiedziała, że chce mieć z nim dziecko. Lampki ostrzegawcze w mojej głowie by chyba eksplodowały. I wiecie co? FERN ZACHODZI W CIĄŻĘ. No kto by pomyślał...

A chcecie wiedzieć, jak Fern dowiedziała się, że Greg, tfu, Roger, ją oszukuje? Otóż wpisała sobie w wyszukiwarkę imię i nazwisko kochanki męża. Wyskoczył jej artykuł o tym, że miała w więzieniu tajemniczego gościa, którym jest... (chwila budująca napięcie) Roger, znaczy się Greg. Niech mi ktoś wytłumaczy, jakim cudem w sieci znalazł się artykuł o prywatnych odwiedzinach u więźnia, okraszony zdjęciami. W sali widzeń można robić zdjęcia? Nie kupuję tej wersji, w przeciwieństwie do Fern, która w momencie trzeźwieje i przypomina sobie o tym, co pod wpływem alkoholu powiedziała. Potem dochodzi do szarpaniny, w wyniku której Roger-Greg żegna się ze światem, ale nie ginie na marnie, bo wysłał wcześniej plik z wyznaniem Fern pewnemu śledczemu, który uruchamia machinę. Swoją drogą śledczy prowadzący sprawę śmierci Drew chyba znaleźli swoje uprawnienia w chipsach, bo wystarczą 2 szare komórki, żeby zauważyć, że coś się w tej sprawie nie składa. Nikomu nic nie zadzwoniło po śmierci Rory'ego? Szkoda, bo powinno.

Na koniec mam jeszcze wisienkę na torcie. Pamiętacie Alice? To kochanka Drew, która została wrobiona w zbrodnię. Siedzi sobie grzecznie w więzieniu, dostaje po swojej ładnej buźce, ale w końcu pojawia się rycerz, który chce ją uwolnić. Zresztą procedura jej uwolnienia to chyba była przez autora wymyślona, mam wrażenie, że on strumieniem świadomości prawo tutaj stanowił. Ale nie to było najlepsze. Alice źle się czuje, ma mdłości, przytyła, z okresem jest coś nie tak. I wiecie co, nie miała pojęcia, że jest w piątym miesiącu ciąży... Niby mówi, że miała nieregularne miesiączki, ale reszta dolegliwości żadnej lampki w głowie jej nie zaświeciła, chociaż sypiała z kochankiem bez zabezpieczenia? Tak, wiem, że są kobiety, które orientują się, że są w ciąży dopiero wtedy, gdy odchodzą im wody i zaczynają rodzić, ale to było dla mnie tak piekielnie naciągane...

Mam ochotę wydrapać sobie oczy po lekturze tej książki. To był jeden z największych szrotów, z jakimi się w swojej literackiej karierze spotkałam. Fabuła naciągana jak stringi na pośladkach słonia, bohaterowie pozbawieni jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego, o umiejętności logicznego myślenia już nie wspomnę. Cristo Redentore, tu się nic kupy i pupy nie trzyma. Jeszcze opisy ucieczki Fern. Przecież ona by na pierwszej stacji benzynowej z takim tokiem rozumowania i postępowania wpadła. Małpy w tej brytyjskiej policji pracują? Jeszcze na koniec brawa dla osoby odpowiedzialnej za opis na tylnej okładce książki, są w nim błędy merytoryczne. Może warto zapoznać się z treścią powieści, zanim się ją streści.

2 komentarze:

  1. Zabawna jest ta Twoja recenzja, (nie raz się parsknęłam śmiechem), ale skutecznie zniechęcająca do sięgnięcia po książkę :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)