Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #533 Daniel Kraus, George A. Romero "Żywe trupy"

 

Para lekarzy sądowych walczy z martwym mężczyzną, który nie chce pozostać martwy. Zaraza szybko się rozprzestrzenia.

W przyczepie kempingowej na Środkowym Zachodzie czarnoskóra nastolatka walczy ze świeżo zmartwychwstałymi przyjaciółmi i rodziną. Na amerykańskim lotniskowcu żywi marynarze ukrywają się przed martwymi, podczas gdy fanatyk tworzy nową religię śmierci. W stacji telewizyjnej ocalały prezenter kontynuuje nadawanie, podczas gdy jego ożywieni koledzy próbują go pożreć. W Waszyngtonie pracownica federalna monitoruje wybuch epidemii, zachowując dane na przyszłość, która może nigdy nie nadejść. Wszędzie wokół ludzie stają się celem zarówno dla żywych, jak i martwych…

Wyobraźcie sobie taką sytuację. Pracujecie w kostnicy, wykonujecie sekcję zwłok. Rozcinacie ciało, wyjmujecie organy, żeby je zbadać. I nagle delikwent się podnosi. Mało tego, wszystko wskazuje na to, że ma ochotę zrobić sobie z Was przekąskę. To właśnie spotkało Luisa i Charlie. Potem było tylko jeszcze gorzej. Ludzie, którzy powinni być martwi, atakowali żywych. Niektórzy żywi zmieniali się w bestie, które bez mrugnięcia okiem mordowały innych, bo zdarzyła się ku temu okazja. 

Ta książka jest określana jako horror. Bardziej poszłabym w stronę thrillera z elementami horroru. Czy bałam się w trakcie lektury? Nie powiedziałabym, bardziej podjeżdżał mi do gardła żołądek, gdy czytałam o masakrze, jaka miała miejsce. Od razu uprzedzam, opisy czasami są bardzo obrzydliwe, odradzam jedzenie w trakcie czytania.

Początek książki, kiedy działa się największa sieczka i poznawałam bohaterów, był dla mnie najlepszy. Patrzyłam na festiwal masakry i nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Najbardziej kibicowałam lekarzom sądowym, według mnie to były najlepiej zbudowane postacie i bardzo czekałam na ich ponowne pojawienie się. Chociaż moją uwagę przyciągała także Etta. Początkowo byłam w stosunku do niej zdystansowana, ale z czasem się do niej przekonałam. Największy problem mam z postacią duchownego. Nie chcę za dużo zdradzać, ale raczej nie chcielibyście mieć z takim księdzem do czynienia. Mam poczucie, że jego postać była przerysowana. I o ile na początku się go bałam, bo nie wiedziałam, do czego jest zdolny, o tyle potem był dla mnie parodią.

Do pewnego momentu ta powieść bardzo mocno mi siadła. Grało zarysowanie postaci, kwestie dotyczące tego, jak ludzie zachowują się w ekstremalnej sytuacji, gdy przychodzi im walczyć o przeżycie. Niestety, potem zaczęło się dla mnie robić dziwnie. Za mocno zaczęła wchodzić ideologia i sposób, w jaki zachowywali się niektórzy bohaterowie, budził moje wątpliwości. Mam tu przede wszystkim na myśli to, co działo się z Greer.

Ta historia miała bardzo dobre momenty, dawała mi do myślenia, trzymała w pewnym momencie w napięciu. Jednak później całość zboczyła w tory, na których nie bardzo chciałam się znaleźć. Nie lubię, gdy narzuca mi się ideologię i nie pozwala na to, żebym wyrobiła sobie własne zdanie. A tutaj tak właśnie było. 

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka