Co dla ciebie znaczą słowa „normalna rodzina”? Jakąkolwiek przyjmiesz definicję – moja rodzina prawdopodobnie się w niej nie mieści.
Już samo bycie homoseksualną matką wystarczyłoby, żeby wypaść poza schemat, zwłaszcza w Ameryce lat osiemdziesiątych. A jeśli przyszła mama – która w dodatku balansuje między pragnieniem niezależności a uzależnieniami od kobiet, narkotyków i adrenaliny – znajduje sobie kandydata na ojca swoich dzieci w salonie fryzjerskim, robi się już zupełnie niestandardowo. Jakby tego było mało, wysportowany, przystojny i zamożny mężczyzna, który wydał się kobiecie idealnym materiałem na ojca jej dwóch córek, z czasem (wbrew złożonej obietnicy!) zostaje dawcą nasienia niemal na pełny etat.
Niektóre sekrety jednak tylko czekają na odpowiedni moment, by się ujawnić. Tak oto w wieku dwudziestu kilku lat autorka tej książki dowiedziała się nagle, że to, co stanowiło jej zdaniem problem jej rodziny, jest tylko wierzchołkiem góry lodowej, a grupa jej braci i sióstr może liczyć dziesiątki osób…
Wyobraźcie sobie taką sytuację. Wychowujecie się w niecodziennej rodzinie. Wasza mama co rusz ma nową kobietę, Wasz tata pojawia się z doskoku i czasem wygląda tak, że wstydzicie się do niego przyznać. Wydaje się, że kocha psa bardziej niż Was. Tak wyglądała rzeczywistość Chryty. Ciągle zmieniające się partnerki matki, która eksperymentowała z używkami. Do tego trzeba dołożyć problemy finansowe, konieczność przeprowadzek. I brak ojca, który oddał nasienie i właściwie nie pełnił większej roli w życiu córek. Z czasem Chrysta dowiedziała się, że ma nie tylko jedną biologiczną siostrę, a całkiem sporo przyrodniego rodzeństwa. Ojciec bowiem postanowił za plecami jej matki niemal zawodowo oddawać nasienie.
Podtytuł tej książki jest bardzo mylący. Nastawiłam się na to, że zobaczę, jak autorka poznała swoje rodzeństwo, jak wyglądały ich relacje, co czuła, gdy dowiedziała się, że ma więcej sióstr i braci. To przede wszystkim opowieść o dziewczynce, która czasem była jedyną dorosłą w pomieszczeniu, choć miała kilkanaście lat. Tytułowe rodzeństwo pojawia się pod koniec książki i stanowi raczej wątek poboczny.
Kiedy czytałam tę książkę, czułam, jak moje serce rozpada się na miliony kawałków. Matka Chrysty może i fizycznie dorosła do tego, by mieć dzieci, ale emocjonalnie sama była dzieckiem, które postanowiło bawić się w dom. Nie dorosła do roli matki, potrzebowała niańki na pełen etat. Nie chciała źle, kochała swoje córki i starała się, by zapewnić im szczęśliwe dzieciństwo, jednak nie ułatwiał jej tego styl życia, jaki prowadziła. Było mi piekielnie przykro, gdy widziałam, jak pogrąża się w nałogu i nie ma nikogo, kto by jej pomógł. Czułam też obrzydzenie do ojca Chrysty, gdy ta pisała, że matka czasem mu płaciła, żeby do niej wpadł. W głowie nie mieści mi się to, jak można tak traktować własne dziecko...
Podziwiam otwartość i odwagę autorki, która bez ogródek pokazuje swoje życie. Co najważniejsze, czytając książkę, nie miałam wrażenia, że załamuje ręce nad swoim losem i użala się nad sobą. Pokazuje drogę, jaką pokonała, by znaleźć się w tym miejscu, w którym jest obecnie. Pozwoliła poznać swoją niekonwencjonalną rodzinę. Mówiła o jej blaskach i cieniach. Momentami książka jest bardzo trudna do dźwignięcia w kwestii emocjonalnej, według mnie nie jest do przeczytania w jeden wieczór, trzeba dać sobie trochę czasu, żeby przetrawić słowa autorki. Mocny kaliber, ale nie żałuję, że po nią sięgnęłam.
We mnie takie historie wzbudzają wiele emocji, więc staram się dozować tego typu lektury. Zapiszę sobie jej tytuł na przyszłość.
OdpowiedzUsuńWidzę, że jest w niej wiele emocji, więc jestem na TAK.
OdpowiedzUsuń