Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #529 Przedpremierowo! Noelle W. Ihli "Ask for Andrea"

 

James Carson był wysoki, przystojny, miał hipnotyzujące bursztynowe oczy i uśmiech, który potrafił rozbroić każdą kobietę. Na swoje ofiary polował w sieci, gdzie pod przykrywką idealnego mężczyzny zdobywał ich zaufanie, by potem brutalnie zabić.

Meghan, Brecię i Skye łączy jedno – wszystkie zostały zamordowane przez tego samego mężczyznę. Każda z nich ma inny powód, by nie odchodzić z tego świata: jedna pragnie, aby jej ciało zostało odnalezione, druga chce, żeby jej rodzina dowiedziała się, co się z nią stało, trzecia jest zdeterminowana, by chronić inne kobiety przed podobnym losem.

Wyobraź sobie, że wychodzisz na randkę z nieziemsko przystojnym mężczyzną. Rozmowa się klei, czujesz się przy nim komfortowo. Jednak w pewnym momencie świat zaczyna dziwnie wirować. Wydaje ci się, że wypiłaś o jednego drinka za dużo. Potem budzisz się, patrząc na swoje ciało. Już wiesz, że nie żyjesz. I wiesz, że to mężczyzna, z którym spędziłaś poprzedni wieczór, jest odpowiedzialny za twoją śmierć. Tak było w przypadku Meghan, Brecii i Skye. Kobiety jednak nie odeszły po śmierci. Każda z nich ma zadanie do wykonania. Jedna z nich chce uratować inne potencjalne ofiary, druga chce, by jej ciało zostało odnalezione, trzecia zaś chce, by jej rodzina dowiedziała się, co się z nią stało.

Na początku ustalmy sobie jedną rzecz - czy ta powieść to thriller? Moim zdaniem nie do końca, ma elementy thrillera, ale według mnie to połączenie kilku składowych - powieści obyczajowej, niewielkiej dozy horroru i thrillera. I tu ostrzeżenie - jeśli jesteście wrażliwi na opisy zmasakrowanego ciała, krzywdzenia innych ludzi, nie jest to książka dla Was, momentami bywa brutalnie. Wracając do rozważań nad gatunkiem. Od samego początku wiadomo, kto nie żyje i kto jest za to odpowiedzialny. Towarzyszymy ofiarom w momencie ich śmierci i są to mocne sceny, ale przez większość czasu napięcie jest niewielkie. Bardziej czuć je pod koniec. Mówię tu o wyjeździe do pewnego domku, kto czytał książkę, będzie wiedział, o co mi chodzi.

Ta powieść wywołała we mnie sporo emocji. Mam problemy z postacią Meghan. Nie to, że żałuję spędzonego z nią czasu, ale była dla mnie nieco męcząca. Brecia - ona zdobyła moje serce. To był ktoś, kogo warto mieć po swojej stronie. Bardzo czekałam na rozdziały z nią w roli głównej. Skye - jej było mi najbardziej żal i czasem trudno było mi powstrzymać łzy, gdy czytałam o tym, co działo się z nią po jej śmierci. Jeśli zaś chodzi o postać Jamesa. Zalewała mnie krew, gdy widziałam, co robił w domu, jak zmieniał się w czułego tatusia. Miałam ochotę zabrać od niego dzieci i uciekać, jak najdalej się da.

Przed sięgnięciem po tę książkę nie byłam do końca przekonana do konwencji z duchami. Nieco obawiałam się tego, że autorka może ocierać się o kicz. Ani przez moment nie miałam takiego poczucia. Udało mi się nawiązać z bohaterkami więź. Nie było ich już wśród żywych, ale nie były mi obojętne. Czułam, jakbym straciła kogoś bliskiego, gdy widziałam, jak odchodzą. Moim zdaniem to była nietuzinkowa mieszanka gatunków, ryzykowna, ale w tym wykonaniu bardzo dobra.

Książkę czyta się bardzo szybko, rozdziały są krótkie, pisane z trzech perspektyw. Czuć, że każda z narratorek jest inna. Nawet gdyby nie było imienia na początku, bez problemu dopasowałabym wypowiedź do właściwej z kobiet i za to autorka ma u mnie dużego plusa. Widać, że przemyślała, w jaki sposób chce wykreować poszczególne bohaterki i konsekwentnie się tego trzyma. Momentami opisy są trudne do dźwignięcia emocjonalnie, ale nie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę.

Premiera odbędzie się 9 października.

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Otwarte.

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka