Ann Stilwell przybywa do Nowego Jorku w nadziei, że spędzi wakacje, pracując w Metropolitan Museum of Art. Tymczasem zostaje oddelegowana do oddziału The Cloisters, muzealnego zespołu klasztorów i ogrodów, słynącego ze swoich zbiorów sztuki średniowiecznej i renesansowej.
Dziewczyna dołącza do wąskiego kręgu charyzmatycznych, acz tajemniczych badaczy. Chętnie daje się ponieść ich niekiedy dziwacznym teoriom, głoszonym między innymi przez kustosza muzeum, który ma bzika na punkcie tarota i głęboko wierzy w możliwość przepowiadania przyszłości.
Kiedy jednak znajduje zagadkową, uważaną za zaginioną, piętnastowieczną talię kart pochodzącą z Italii, nagle zostaje wplątana w niebezpieczną grę, w której kluczową rolę odgrywają władza, toksyczna przyjaźń i ambicja.
Kiedy byłam nastolatką, fascynowałam się tarotem. Mam nawet na swoim koncie występ jako wróżka podczas andrzejkowej zabawy. Nie mam pojęcia, na ile moje wróżby się sprawdziły, ale nikt z reklamacją nie wrócił, więc chyba nie było źle ;)
Ann Stilwell przybywa do Nowego Jorku. Plan był taki, że będzie pracowała w Metropolitan Museum of Art. Jednak los chciał inaczej i dziewczyna trafia do oddziału The Cloisters, muzealnego zespołu klasztorów i ogrodów, słynącego ze swoich zbiorów sztuki średniowiecznej i renesansowej. Ma zajmować się kwestiami związanymi z tarotem. Wszystko idzie sprawnie do czasu, aż zostaje odnaleziona zagadkowa, uważana za zaginioną, piętnastowieczna talia kart pochodząca z Italii.
Miałam duże oczekiwania w stosunku do tej książki. Od razu zaznaczę, że nie jest to kryminał, choć w ten sposób ta powieść jest reklamowana, co moim zdaniem bardzo jej szkodzi, a powieść obyczajowa z elementami kryminalnymi.
W tej powieści nie było dla mnie choćby jednego bohatera, któremu bym kibicowała. Wszyscy na swój sposób działali mi na nerwy. Ann czasem zachowywała się jak małe dziecko. Była tak naiwna, że to aż bolało. I tak, wiem, sporo przeszła, na swój sposób mogło to ją tłumaczyć, ale nie byłam w stanie jej polubić. Rachel i Patrick też mnie specjalnie do siebie nie przyciągnęli.
Moim zdaniem najlepiej w tej książce wyszedł wątek związany z tarotem. Intrygował mnie, byłam ciekawa tego, co autorka pokaże mi w tej kwestii. I tutaj widać, że Katy Hays włożyła sporo serducha. Czuć klimat The Cloisters, bez problemu byłam w stanie wyobrazić sobie, jak to miejsce mogło wyglądać. Fascynowały mnie zarówno zbiory, jak i ogród. Na tym poziomie ta książka na mnie zadziałała.
Jeśli chodzi o kwestię wątku kryminalnego - moim zdaniem nie wyszedł on najlepiej. Od samego początku wiedziałam, co się stanie, kto za tym wszystkim stoi. A i wypadek z przeszłości jednego z bohaterów nie stanowił dla mnie zagadki, nie wzbudzał też dreszczyku emocji. A szkoda, bo potencjał był, tylko nie został do końca wykorzystany. Mam wrażenie, że autorka chciała opowiedzieć w tej historii za dużo i nie wiedziała, na czym skupić się najbardziej. Całość długo się rozkręca i zabrakło dla mnie momentu, który by mnie rzucił na kolana. Książka jest przepięknie wydana - okładka to mistrzostwo, ale byłabym jeszcze bardziej usatysfakcjonowana, gdyby za piękną szatą graficzną szła angażująca mnie treść. Były dobre momenty, nie powiem, jednak dla mnie było ich trochę za mało, żeby książka została na dłużej w mojej pamięci.
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Luna
Okładka jest piękna ale też fabuła mnie interesuje.
OdpowiedzUsuńOkładka mnie przyciągnęła, jest piękna.
OdpowiedzUsuń