Źródło: Wydawnictwo Marginesy |
Trawers Grenlandii uważany jest za jedną z najbardziej niebezpiecznych wypraw na świecie. Ryzykowne przejście lodowcem pełnym szczelin, stukilogramowe sanie i biała, tylko pozornie jednolita przestrzeń, z którą obcuje się miesiąc. Miłce Raulin się to udało. Została trzecią i najmłodszą Polką, która pokonała grenlandzką krainę. Przed nią przez blisko 30 lat podobnego wyczynu dokonała jedynie dziesiątka Polaków.
Temperatury sięgające -40℃, wiatry wiejące z prędkością blisko 100 km/h i marsz w burzy śnieżnej, to warunki, którym musiała stawić czoła.
Niestety nie wszystkim uczestnikom międzynarodowej ekspedycji udało się dotrzeć do celu.
600 kilometrów lodową pustynią to opowieść kobiety, która walczy z ekstremalną temperaturą, huraganowymi wiatrami i skrajnym wyczerpaniem. Historia o wytrwałości i wyzwaniu, jakie Miłka musiała podjąć, by zmierzyć się z grenlandzkim lądolodem.
Jestem ciepłolubnym stworzeniem, kiedy temperatura oscyluje w okolicach 0 stopni, mam ochotę zapaść w sen zimowy. Nie wyobrażam sobie tego, że miałabym wyjechać na Grenlandię i przez miesiąc przemierzać ją na własnych nogach, ciągnąc za sobą sanie wypełnione ekwipunkiem. Jest mi aż zimno na samą myśl o tym. Chciałam jednak przekonać się, jak na lodowej pustyni poradziła sobie Miłka, najmłodsza Polka, która pokonała grenlandzką krainę.
Towarzyszymy jej od momentu planowania wyprawy do chwili, gdy dociera do małej chatki na Grenlandii, skąd wraca do domu. Uwielbiam literaturę podróżniczą. Za jej sprawą mogę przenosić się w miejsca, do których normalnie nie mogłabym się wybrać. Mogę podziwiać tereny, zasmakować nieco tamtego klimatu.
Tę książkę pochłonęłam jednym tchem. Może i kwestie dotyczące wybierania ekwipunku jakoś bardzo nie rzuciły mnie na kolana, ale od momentu, gdy Miłka zaczęła się przygotowywać do wyprawy w terenie, wciągnęłam się w jej historię. Byłam bardzo ciekawa, w jaki sposób opowie mi o tym, jak to jest iść przed siebie na lodowej pustyni. Chciałam dowiedzieć się, co czuła, jak sobie radziła. Z każdą kolejną stroną miałam wrażenie, że znamy się coraz lepiej i miałam poczucie, że dobra znajoma przy kawie opowiada mi, jak to jest przejść przez Grenlandię. Po lekturze wydaje mi się, że znam nie tylko Miłkę, ale i pozostałych członków jej ekipy.
Nie brakowało trudnych momentów. Choć nigdy osobiście nie spotkałam tej ekipy, byłam z nią zżyta i przeżywałam to, co się działo. Zwłaszcza początek wyprawy wywołał we mnie spore emocje. Miłka opisywała to, co miało miejsce, w bardzo plastyczny sposób i miałam wrażenie, że jestem tam z nią.
Cieszę się, że mogłam wybrać się wraz z Miłką w tę wyprawę. Poznałam niesamowitych ludzi i mogłam dzięki nim zobaczyć Grenlandię, a nawet nieco się nią zachwycić. To nic, że owinięta po czubek głowy kocem ;) W tej publikacji jest sporo zdjęć, dzięki czemu mogłam przekonać się, jak wygląda to, o czym mówi Miłka. Polecam, jeśli lubicie opowieści z podróży opowiadane w taki sposób, jakby narrator był Waszym kumplem.
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Luna.
To interesująca lektura na pewno.
OdpowiedzUsuń