Na stacji kolejowej w Londynie spotykają się pasażerowie pociągu sypialnego jadącego do Fort William w zachodniej Szkocji. Na jego pokład wsiadają: była detektyw śledcza Roz, celebrytka Meg i jej zazdrosny narzeczony Grant, rodzina Bridgesów, emerytowana profesor podróżująca z synem i kotem o wdzięcznym imieniu Mousetache oraz czworo młodych ludzi pragnących wziąć udział w teleturnieju, w którym główną nagrodą jest stypendium na studia. Nie wszyscy jednak dotrą do celu…
Kiedy pociąg wykoleja się na pustkowiu, w jednym z przedziałów dochodzi o morderstwa. Kto mógł dopuścić się takiej zbrodni? I jak to zrobił, skoro przedział pozostał zamknięty od środka? Pewne jest tylko to, że zabójcą musi być ktoś z pasażerów.
Roz, korzystając ze swojego doświadczenia policyjnego, podejmuje się rozwiązania zagadki. Przeczesuje kolejne przedziały świątecznego ekspresu i odkrywa mroczne tajemnice skrywane przez podróżnych.
Jedyne świąteczne książki, jakie uznaję, to kryminały. Nie przepadam za słodkimi miłosnymi historiami z magią świąt w tle, ale trupem w śniegu nie pogardzę. Dlatego zdecydowałam się na lekturę tej książki. Morderstwo w pociągu, którego pasażerowie jadą na święta do domu - to brzmi jak miód na moje serce.
Wspomniany przeze mnie pociąg wykoleił się. Niedługo po wypadku zostaje odnalezione ciało jednego z pasażerów. Zagadką pozostaje to, jak morderca znalazł się w środku przedziału, skoro ofiara była w nim zamknięta od środka. Nie wiadomo także, dlaczego ktoś dokonał zbrodni. Roz, emerytowana policjantka, wykorzystuje swoje umiejętności, by odnaleźć mordercę. Zegar tyka, a pociąg zostaje wkrótce ochrzczony mianem "pociągu śmierci".
Na początku ostrzeżenie, którego nie ma w powieści, a pojawić się powinno. Znajdują się w niej opisy gwałtu, więc jeśli czujecie się niekomfortowo, czytając o przemocy seksualnej, nie jest to książka dla Was. Moim zdaniem to powieść dla dorosłych czytelników, młodzieży raczej bym jej nie polecała.
Sam pomysł na fabułę nie jest oryginalny - widać, że autorka wzorowała się na "Morderstwie w Orient Expressie" Agathy Chrisie. Jednak nie powiem, że mam po lekturze wrażenie, że dostałam odgrzewany kotlet i wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Autorka porusza tutaj wiele wątków - wspomnianej przeze mnie przemocy seksualnej i tego, do czego może doprowadzić, skomplikowanych relacji na linii rodzic - dziecko czy ciemnej strony bycia celebrytą. Te fragmenty dają bardzo mocno do myślenia i odzierają z masek świat ukryty na mediach społecznościowych za filtrami i przyklejonymi uśmiechami.
Nie mam zarzutów co do wątku kryminalnego. Zdradzę tylko, że trupów jest nieco więcej. Odnalezienie jednego z nich sprawiło mi nieziemską przyjemność. Sama miałam ochotę tę osobę ukatrupić, była tragicznym człowiekiem. Jeśli chodzi o bohaterów, to jedni są zarysowani lepiej (Roz czy Meg), o innych szybko zapomnę (Sally).
Nie przekonało mnie zakończenie. Dla mnie było zbyt hollywoodzkie i wolałabym, żeby książka zakończyła się wcześniej, zostawiając pewne rzeczy niedopowiedziane, ale rozumiem wszystkich tych, którzy się przy końcówce wzruszą.
Spędziłam z tą książką miłe popołudnie. Momentami była chaotyczna, niektóre wątki, np. rodziny Brigesów, nie zostały w pełni rozwinięte i czuję pod tym kątem niedosyt, ale nie żałuję, że sięgnęłam po tę powieść. Dała mi w kilku kwestiach do myślenia.
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
Ja bardziej lubię świąteczne powieści typowe dla tego gatunku, ale ta książka mnie zaciekawiła.
OdpowiedzUsuń