Na wschodnich rubieżach Polski w pensjonacie Strzygoń, ukrytym między borem a bagnami, rezyduje nieco zapomniany pisarz, który na odludziu kończy pisać swoją książkę. Niczym niezakłócany do tej pory spokój burzy przyjazd letników, małżeństwa z Krakowa, które postanowiło spędzić kilka dni w otoczeniu dzikiej przyrody. Na przeszkodzie w realizacji planów staje sama natura, ogromna nawałnica sprawia, że uwięzieni w pensjonacie, odcięci od świata, zostają skazani tylko na siebie, a przybycie niespodziewanych gości powoduje, że sytuacja zupełnie wymyka się spod kontroli. Gdy ktoś ginie, winne może być tylko jedno z nich.
To była jedna z tych książek, na które bardzo czekałam. Widziałam wiele pozytywnych opinii na jej temat i liczyłam na to, że trafi w mój czytelniczy gust. Pensjonat na odludziu, kilkoro ludzi uwięzionych w nim po tym, jak nawałnica odcina drogę dojazdową. Do tego wszystkiego dochodzi trup – książka idealna dla mnie. Jeszcze klimat słowiańskich wierzeń, specyficzni pracownicy pensjonatu – przepis na powieść idealną. Czy faktycznie tak było? Do pewnego momentu tak, ale po kolei.
Prolog książki wgniótł mnie w fotel, byłam oczarowana tym, co się działo. Ten mroczny klimat wpasował się w mój gust i chłonęłam książkę całą sobą. I do momentu, aż w pensjonacie zostaje odnalezione ciało, nie mogłam oderwać się od lektury. Czytałam z zapartym tchem i byłam szalenie ciekawa tego, co będzie działo się dalej. Później mój zapał nieco przygasł.
Według mnie najmocniejszym punktem tej powieści jest postać Poliny. Na początku nie byłam do niej przekonana, ale z każdą kolejną stroną intrygowała mnie coraz bardziej. Z jednej strony się jej bałam, ale z drugiej strony chciałam spędzić z nią jak najwięcej czasu. Pozostali bohaterowie nie wzbudzali we mnie takich emocji jak ona. Musiałam przyzwyczaić się do tego, w jaki sposób mówi, czasem bywa chaotyczna, ale ona zostanie w mojej pamięci na dłużej. Nie wiedziałam, co mam myśleć o Romanie, był dla mnie bardzo niejednoznaczny, ale jego też zapamiętam. Jeśli chodzi o resztę bohaterów, to nawet nie wiem, co mam o nich myśleć. Mam poczucie, że ich wątki były poprowadzone chaotycznie, czasem gubiłam się w tym, co się dzieje. Każdy z nich skrywał jakieś tajemnice, ale ich rozwiązanie mnie nie intrygowało. Nie potrafiłam nawiązać nici porozumienia z żadnym z nich.
Klimat powieści robi swoje, do tego też przyczepić się nie mogę. Niby kilka razy w powieściach grali już grupkę osób zamkniętą w domu na odludziu, w którym dochodzi do morderstwa, ale mimo wszystko czułam niepokój, myśląc o tym, gdzie bohaterowie się znajdują. Za nic nie chciałabym znaleźć się na ich miejscu.
A teraz kilka słów o tym, co podczas lektury bolało mnie najbardziej i co najtrudniej mi się czytało. Mam tu na myśli dialogi. Niektóre z nich były bardzo sztuczne i trudno było mi wyobrazić sobie, że w realnym życiu ludzie w ten sposób ze sobą rozmawiają. Czytając niektóre z nich, kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi, miałam wrażenie, że zostałam wrzucona w środek konwersacji i nie wiem, z której strony ją ugryźć, żeby zorientować się, co się dzieje. Najbardziej w swoich kwestiach była dla mnie przekonująca Polina. Była chaotyczna, o czym wspomniałam, ale do niej bardzo to pasowało.
Mam mieszane uczucia po lekturze tej książki. Zachęcona pozytywnymi recenzjami miałam w stosunku do niej bardzo duże oczekiwania. I niestety, ale nie zostały one w moim przypadku spełnione. Ta powieść ma bardzo dobre momenty, nie uważam, że od początku do końca jest zła, ale mam wrażenie, że autor chciał za dużo powiedzieć, w pewnym momencie zapomniał, dokąd zmierzał, przez co w powieści zapanował chaos. I jest mi przykro, gdy piszę te słowa, bo początek był naprawdę dobry. Życzę jednak autorowi wszystkiego dobrego i nie skreślam go. Może kiedyś będzie nam bardziej po drodze.
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Initium.
Na razie sobie odpuszczam. :)
OdpowiedzUsuń