Mennonici stanowią zamkniętą społeczność, do której niechętnie wpuszczają obcych. Żyją wiarą, pracą i zasadami przekazywanymi od pokoleń. Dla wiary tej opuścili swą ojczyznę i chronią ją jak najcenniejszego skarbu.
Wszystko się zmienia podczas zimowej śnieżycy, gdy jeden z mennonitów znajduje na drodze sanie z przysypanymi śniegiem ludźmi. Udziela im schronienia tym samym otwierając dom dla obcych. Jeden z nich okazuje się polskim hrabią, który w opiekującej się nim Gretchen dostrzega to, czego szukał przez całe życie.
Czy dziewczyna odwzajemni jego zainteresowanie? Czy możliwe będzie połączenie polskiej szlachty z mennonickim chłopstwem? Co wygra? Uczucie czy konwenanse?
Słyszeliście kiedyś o mennonitach? To ludzie głęboko wierzący w Boga, dla których podstawą wiary jest Biblia. Żyją w swojej społeczności, nie używają broni, bardzo troszczą się o swoich. Chociaż są zamkniętą grupą, nie odmawiają pomocy innym. Do tej wspólnoty należała Gretchen, tytułowa mennonitka. Pewnego dnia jeden z członków wspólnoty znajduje po śnieżycy sanie z ludźmi. Mężczyźni są w ciężkim stanie. Mennonici postanawiają im pomóc. Jednym z nich jest hrabia Józef Koczorowski. Z biegiem czasu Gretchen zaczyna interesować się mężczyzną, choć wie, że oboje są z innych światów, a jej wspólnota nie jest zbyt przychylna obcym.
Jeśli miałabym powiedzieć, do jakiego gatunku należy ta książka, to celowałabym w połączenie powieści obyczajowej z odrobiną romansu i powieści historycznej. Sylwia Kubik w swojej powieści pokazuje czytelnikom, kim są mennonici, jak układały się ich relacje z resztą społeczeństwa. W co wierzyli, jakimi wartościami się kierowali. Polubiłam bohaterów wywodzących się z tej grupy, ich podejście do świata wzbudzało mój szacunek. Matka Gretchen była bardzo mądrą kobietą. Również hrabia Koczorowski zyskał moją sympatię. Za to jego rodzinka, a w każdym razie jej część, to zupełnie inna para kaloszy, spuśćmy na nich zasłonę milczenia.
Od samego początku było wiadomo, w którą stronę rozwinie się fabuła, nie było to dla mnie zaskoczenie. I co prawda jestem romansowym Grinchem, ale o dziwo kompletnie mi to nie przeszkadzało. W sumie bardziej skupiłam się na relacjach między poszczególnymi bohaterami, członkami społeczności i ludźmi spoza niej, ich podejściu do świata niż na romansie. To był dla mnie dodatek dla dobrze rozbudowanej historii o ludziach z różnych światów, którzy przez przypadek się ze sobą zetknęli.
To lekka powieść, dobra na wakacyjną porę. Nie wymaga od czytelnika skupienia, wręcz przeciwnie. Trochę tu historii, trochę romansu, sporo dobrej powieści obyczajowej.
Chętnie bym przeczytała tę książkę.
OdpowiedzUsuń