Czytelnicy powieści kryminalnych doskonale wiedzą, że trucizna jest jedną z niezmiennie powracających metod wybieranych przez morderców. Można ją niepostrzeżenie dodać komuś do drinka, posmarować nią grot strzały lub klamkę, a nawet sprawić, że dostanie się do powietrza, którym oddychamy. Ale jak działa…?
Łącząc elementy historii medycyny oraz opisów rzeczywistych przestępstw, Neil Bradbury zgłębia tę metodę zabijania. Obok informacji o prawdziwych zabójcach i ich zbrodniach – tych osławionych, tych zapomnianych i tych wciąż nierozwiązanych – pojawiają się równie intrygujące dzieje samych trucizn: jedenastu cząsteczek śmierci, które niszcząc ciało człowieka, paradoksalnie pokazały nam, jak funkcjonuje nasz organizm.
Poczynając od niebezpiecznej genezy powstania ginu z tonikiem, kończąc na przesyconej arszenikiem tapecie z sypialni Napoleona – Smak trucizny zabiera czytelnika w fascynującą podróż przez skomplikowane procesy, które nas utrzymują przy życiu…lub nie.
Ta książka była przez ostatnich parę dni moją lekturą do poduszki. Pomimo tematyki, jaka jest w niej poruszana, czyta się ją w mgnieniu oka. Czy istnieje zbrodnia doskonała, która nie pozostawia po sobie śladów? Idealna może nie, ale przy użyciu trucizny można upozorować naturalne zejście śmiertelne denata. Zwłaszcza gdy ten chorował.
Autor opisuje trucizny, po które sięgali mordercy, przywołując konkretne przykłady. Mamy tu na przykład sprawę Aleksandra Litwinienki, który został otruty izotopem polonu 210. Nie brakuje także pielęgniarek, które mordowały swoich pacjentów czy ludzi, którzy z różnych powodów chcieli pozbawić życia swoich najbliższych. Są także zbrodnie sprzed lat, dzięki którym możemy dowiedzieć się, jak wtedy wyglądało śledztwo dotyczące morderstwa i jak próbowano je udowodnić.
Nieco obawiałam się tego, że ta książka to będzie spory kaliber. Na szczęście autor ma bardzo lekkie pióro i kompletnie nie czuć ciężaru, jaki niosą ze sobą mordercze opowieści. Przy okazji jest tu kopalnia ciekawostek medycznych, podanych w bardzo przystępny sposób. Nie musicie obawiać się tego, że zostaniecie zalani specjalistycznym słownictwem, z którego nic nie zrozumiecie. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, z jakim wyczuciem autor opowiada o zbrodniach popełnionych z wykorzystaniem trucizn. Jest tu humor, ale taki w punkt, żeby nieco rozbić duszną atmosferę, ale nie wywołać przy okazji ciarek żenady.
Jeśli lubicie połączenie true crime z medycyną i nie przeszkadza Wam to, że w publikacji pojawiają się także zbrodnie sprzed wielu, wielu lat, to myślę, że to może być książka dla Was. Czyta się ją bardzo szybko. Nieco włos mi się na głowie jeżył w trakcie lektury, zwłaszcza przy fragmentach, w których miejsce zbrodni było w szpitalu, ale nie żałuję ani chwili spędzonej z tą publikacją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)