Kiedy dziewiętnastoletnia Alicja Jarosz znika w mglisty poranek, na mieszkańców Sinic pada strach. Potęguje go świadomość, że nie jest pierwszą nastolatką, która weszła w unoszącą się nad łąkami biel i przepadła bez śladu. Co stało się z dziewczyną? I czy wróci, skoro inni przed nią zaginęli bez wieści?
Niepokój narasta, gdy dwa miesiące później z mlecznych oparów wyłania się mężczyzna. Nie wie, kim jest, skąd się tam wziął ani dlaczego ma przy sobie naszyjnik Alicji.
Czy po miejscowościach, w których mieszkacie, krążą jakieś miejskie legendy? Czy są miejsca, w które ludzie nie zapuszczają się tak na wszelki wypadek? Ja swego czasu omijałam szerokim łukiem stary cmentarz w mojej rodzinnej miejscowości. Kiedy byłam mała, ktoś puścił plotę, że chowa się tam brzytwiarz, który atakuje młode i ładne dziewczyny. Mieszkańcy Sinic boją się bagien spowitych mgłą. Podobno potrafi namieszać w głowie i zabrać ze sobą ludzi. Tam też zniknęła nastoletnia Ala. Policjanci rozpoczynają śledztwo, by odnaleźć dziewczynę. Nie wiedzą jeszcze, w jak mroczne zakamarki ono ich zaprowadzi.
Akcja powieści toczy się na dwóch płaszczyznach. Jedna z nich toczy się w przeszłości, druga to teraźniejszość, w której policjanci prowadzą swoje śledztwo. Te płaszczyzny przenikają się ze sobą, tworząc spójną całość. Nie będę zdradzać, czego dotyczy przeszłość, bo to ma spore znaczenie dla fabuły, ale powiem tyle, że kiedy przenosiłam się w czasie, czułam ciarki na całym ciele. Zdecydowanie bardziej bałam się tego, co było, niż bagien. Co nie znaczy, że te nie wzbudzały mojego niepokoju. Raczej z własnej woli bym się tam nie zapuściła.
Czytanie tej książki sprawiało mi niemal fizyczny ból. Czułam ucisk w gardle i zadawałam sobie pytanie, jak daleko jest w stanie posunąć się drugi człowiek, by kogoś "obronić". W trakcie lektury towarzyszył mi niepokój, kompletnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, komu mogę zaufać. Uwielbiam takie psychodeliczne klimaty. Wtedy całą sobą angażuję się w opowieść i trudno jest mi się od niej oderwać. Utożsamiam się z bohaterami i nie są mi obojętni. Zakończenie tej książki złamało mi serce na tak wielu poziomach, że jeszcze długo będę trawiła finał. Ale był bardzo dobry. Co prawda po scenie z szarlotką zaczęłam mieć pewne podejrzenia co do obstawiania kto jest kim, zresztą to się potem sprawdziło, ale nie spodziewałam się bomby, którą autorka zrzuciła mi na głowę pod koniec lektury. I to niejeden raz.
Ta książka też postawiła przede mną pytanie, jak dużą cenę ludzie są w stanie zapłacić, by zachować pozory, gdzie jest granica, której nie można przekroczyć. Ta powieść jest przesiąknięta cierpieniem, samotnością, niezrozumieniem, skrywanym w głębi duszy żalem. To bardzo mocny kaliber, emocjonalny czołg. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak rozwinął się warsztat literacki autorki. Po raz kolejny dotarła do najgłębszych zakamarków mojego serca i już tam pozostanie. Czasem byłam tak wzburzona w trakcie lektury, że nie umiałam złapać tchu, serce biło jak szalone, a do oczu cisnęły się łzy. Czapki z głów, Pani Izabelo.
Premiera książki odbędzie się już w środę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)