Gdy telefon przerywa jej spokojny sen, Sarah jest pewna, że usłyszy ciepły głos męża Geoffreya, który pracuje w londyńskim banku. Ku jej przerażeniu pracownik Departamentu Stanu informuje ją o śmierci męża w pożarze hotelu w Berlinie.
Zaszokowana Sarah uważa, że zaszła pomyłka. Nie wierzy w śmierć Geoffreya i rozpoczyna własne śledztwo. Przypadkowo trafia na ślad międzynarodowego spisku szpiegowskiego, w który zamieszani są wysoko postawieni politycy, agenci CIA i Mossadu. Przemierzając kolejne europejskie miasta, Sarah odkrywa, że jej mąż nie był tym, za kogo się podawał, a szukanie prawdy może być śmiertelnie niebezpieczne.
Wyobraźcie sobie taką sytuację - w środku nocy wyrywa Was ze snu telefon. Osoba po drugiej stronie mówi Wam, że Wasza druga połówka zginęła w pożarze. Mało tego, niedługo potem dowiadujecie się, że tak na dobrą sprawę nie znaliście człowieka, z którym dzieliliście życie, bo nie był tym, za kogo się podawał. W takiej sytuacji była właśnie Sarah, która dowiedziała się, że jej mąż, który miał być w Londynie, zginął w pożarze w Berlinie. Kobieta rozpoczyna własne śledztwo, gdyż ta nagła zmiana miejsca pobytu Geoffreya nie daje jej spokoju.
"Telefon po północy" czyta się właściwie jednym tchem. Od razu jesteśmy wrzuceni w środek akcji. Ta zaś rozwija się bardzo szybko. Jednak wydarzenia skupiają się wyłącznie na głównym wątku, nie ma czasu na rozwijanie pobocznych. One pojawiają się tylko po to, by pchnąć akcję do przodu.
Ta książka to propozycja dla osób, które potrzebują lekkiego thrillera, takiego, przy którym nie trzeba jakoś specjalnie wysilać swoich szarych komórek. Dużo rozwiązań podanych jest na talerzu. I tutaj jedna uwaga, żeby nie było, że nie ostrzegałam. W pewnym momencie kryminalno-szpiegowska historia nabiera mocno romansowych rysów. Można się tego domyślić już wcześniej, są ku temu przesłanki. Nie powiem, żeby jakoś specjalnie mi to przeszkadzało. Mam za sobą kilka książek tej autorki i wiedziałam, czego mogę się spodziewać.
Sarah jest bardzo naiwna, nie chcę wchodzić w szczegóły, ale do końca nie wiem, czy było mi jej żal, czy bardziej załamywałam ręce nad tym, że dała się łatwo omotać. Chociaż w sumie mnie z perspektywy fotela łatwo ją oceniać. Nie wiem, czy nie zrobiłabym tego samego, będąc na jej miejscu i mając jej doświadczenia. Mimo wszystko nie była mi obojętna i byłam ciekawa, dokąd zaprowadzi ją prowadzone przez nią śledztwo.
Reasumując, jeśli szukacie niewymagającej książki ze zbrodnią w tle i nie przeszkadza Wam to, że w pewnym momencie pojawia się w niej wątek romansowy, to "Telefon po północy" może Was zainteresować.
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska.
Lubię dobre kryminały.
OdpowiedzUsuń