Poniedziałki ze zbrodnią w tle #446: John Glatt "Idealny tata"

 

Rankiem 13 sierpnia 2018 roku, po powrocie z podróży służbowej, koleżanka podwiozła Shanann Watts do domu. Był to ostatni raz, kiedy ktokolwiek widział ją żywą. Następnego dnia zgłoszono zniknięcie kobiety i jej dwóch małych córeczek, Belli i Celeste. Mąż zaginionej Chris Watts, regularnie gościł w lokalnych wiadomościach, błagając o pomoc w odnalezieniu swojej rodziny.

Mężczyzna wiedział jednak, że już nigdy więcej ich nie zobaczy. Niecałe dwadzieścia cztery godziny po rozpaczliwych apelach Watts złożył na policji szokujące wyznanie. Załamani przyjaciele i sąsiedzi patrzyli jak przystojny, oddany rodzinie mężczyzna zostaje aresztowany i oskarżony o morderstwo pierwszego stopnia. Maska, którą Chris pokazywał światu w mediach i na Facebooku, opadła, a spod niej wyłoniła się przerażająca twarz niestabilnego, pełnego gniewu potwora.

Shanann i Chris byli na pozór idealnym małżeństwem. Z profilu facebookowego kobiety wylewały się pochwały na cześć męża, który nie tylko wspierał ją w chorobie, ale także był idealnym ojcem dla dwóch dziewczynek: Belli i Celeste. Niedługo miał przyjść na świat ich pierwszy syn Nico. Pewnego dnia po kobiecie i dzieciach znika ślad. Mąż błaga w telewizji o pomoc w odnalezieniu rodziny. Nikt jeszcze nie wie, że zamordował żonę i córki.

Czytałam dwie poprzednie książki Johna Glatta i mniej więcej wiedziałam, czego mogę się spodziewać, sięgając po tę publikację. Teoretycznie. W praktyce odbiłam się od ściany. Na początku byłam zainteresowana tym, co opisywał autor, życiem Shanann i Chrisa przed ich poznaniem. Kiedy ich drogi się zetknęły, zaczęła się dla mnie droga przez mękę. Czytanie wpisów z Facebooka kobiety mnie nużyło. Czekałam, aż po pokoju zaczną biegać jednorożce, pojawi się tęcza, a ja dostanę cukrzycy od nadmiaru słodyczy bijącej z jej postów. Niby między nimi miałam zobaczyć męża zmęczonego życiem z despotyczną, wystawiającą wszystko na pokaz żoną, która wywleka wszystko w sieci, wydaje więcej, niż zarabia. Ale jego tam dla mnie wcale nie było. Nie widziałam tego, że był sfrustrowany, miał dość życia na pokaz. Nie widziałam też tytułowego idealnego taty. Niby ludzie mi o tym mówili, ale nie mogłam sobie wyrobić sama zdania na ten temat.

Książka zaczęła być dla mnie jakaś od momentu, gdy Chris przestawał iść w zaparte i przyznał się, że coś zrobił żonie. Wtedy zaczęłam go widzieć. Tyle że nie czułam w związku z tym żadnych emocji. Te pojawiły się dopiero wtedy, gdy poznałam wyniki autopsji i odtworzono, co stało się w dniu, kiedy Shanann i jej córki zostały zamordowane. Nie umiałam spokojnie czytać o tym, co je spotkało, zwłaszcza w przypadku Belli. Pękło mi też serce, gdy czytałam, co powiedzieli najbliżsi ze strony kobiety podczas rozprawy.

Ta książka była dla mnie przegadana. Za dużo tu szczegółów. Brakowało mi obrazu Chrisa reagującego na wpisy żony. Żałuję, że nie mogłam zobaczyć retrospekcji z tego, jak spędzał czas z dziećmi. Stwierdzenie, że był dobrym ojcem i mężem to dla mnie za mało. Mam wrażenie, że w poprzednich książkach był mocniejszy nacisk na warstwę psychologiczną i relacje między oprawcami i ofiarami. Wiem, że Chris przybrał maskę i nie było to proste zadanie, ale czuję ogromny niedosyt pod tym względem. Było dla mnie też za dużo dialogów, zdecydowanie bardziej w wielu miejscach wolałabym relację ze zdarzenia w formie narracji.

To była moim zdaniem szalenie nierówna książka. Przez większość czasu nie czułam nic, czytając ją. Autor też nie odkrył niczego, o czym bym wcześniej nie wiedziała. A szkoda, bo liczyłam na dobrą lekturę. Niestety, nie wyszło.

Udostępnij ten post

2 komentarze :

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka