Urodził się w powojennych Niemczech, kiedy w szkołach i w rodzinach o Holokauście się nie mówiło. Jadąc jako młody pacyfista na wolontariat w Izraelu poprzedzony wizytą w Auschwitz, nie wiedział, jaki wstrząs go czeka. Po latach, już jako ksiądz, wrócił do Oświęcimia. I został do dziś.
W poruszającej rozmowie z Piotrem Żyłką ks. Manfred Deselaers opowiada o swojej niecodziennej drodze i o tym, co stara się robić, żeby „ostatnie słowo w Auschwitz nie należało do Hitlera”. Dzieli się historiami ludzi – w szczególności byłych więźniów – które stały się dla niego drogowskazami. Próbuje znaleźć osobistą odpowiedź na pytania, z którymi nieustannie się konfrontuje.
Dlaczego ulegamy zbrodniczym ideologiom? Jak budować relacje pomimo bolesnych zranień? Gdzie jest Bóg, kiedy cierpią niewinni ludzie? Czy miłość i wiara po doświadczeniu Zagłady są w ogóle możliwe? Jak odnajdywać światło nawet w największych ciemnościach? O czym woła do nas – także dziś, a może szczególnie dziś – ziemia w Auschwitz?
To była jedna z tych książek, po przeczytaniu których byłam tak poruszona, że nie umiałam zebrać myśli w logiczną całość. W trakcie lektury niejednokrotnie czułam napływające do oczu łzy. Manfred Deselaers, niemiecki ksiądz, urodził się 10 lat po zakończeniu II wojny światowej. Jako młody człowiek nie wiedział o Holocauście, nie mówiło się o tym. Jednak jego życie poukładało się tak, że trafił do Oświęcimia, gdzie mieszka i pracuje. W rozmowie z Piotrem Żyłką opowiada o tym, jak wyglądała jego droga do kapłaństwa oraz o tym, jak wygląda jego praca. Po lekturze mam ogromną ochotę uściskać księdza Manfreda i poprosić go o to, by oprowadził mnie po Auschwitz.
Ta publikacja dała mi zupełnie inny pogląd na obóz koncentracyjny w Oświęcimiu. Nigdy nie czytałam rozmowy z osobą, która urodziła się po wojnie i oprowadza innych po tym miejscu. Teraz mogłam spojrzeć na Auschwitz z innej perspektywy.
W rozmowach Piotr Żyłka i Manfred Deselaers rozmawiają o przeszłości księdza. O tym, jak wyglądała jego droga do miejsca, w którym się znalazł. Ksiądz Manfred opowiada z wielką charyzmą. Miałam wrażenie, że znam go od lat. Bardzo przyjemnie czytało mi się jego wypowiedzi. Wyłania się z nich obraz niezwykle empatycznego, mądrego człowieka z powołaniem. Gdyby w Polsce było więcej takich osób duchownych jak on, kościoły nie byłyby puste.
Zaintrygowało mnie to, co ksiądz Manfred mówił o swojej pracy doktorskiej „Bóg a zło w świetle biografii i wypowiedzi Rudolfa Hössa komendanta Auschwitz”. Podkreślał, że to nie on wybrał ten temat, został mu on zaproponowany. Rozmowa o tej pracy naukowej pokazała mi Rudolfa Hössa z zupełnie innej perspektywy. Ksiądz Manfred pokazuje, co kierowało nim, że poszedł za Hitlerem i bez mrugnięcia okiem wykonywał jego rozkazy. I nie, nie broni go, żebyśmy się dobrze zrozumieli, ale pokazuje szerszy kontekst jego postępowania. Niezwykle cenne było dla mnie też to, co mówił na temat śmierci Maksymiliana Kolbego. Mogłam przekonać się, co znaczyła dla więźniów.
Widać ogromny szacunek, jakim ksiądz Manfred darzy miejsce, w którym pracuje, oraz ludzi, którzy przeżyli piekło obozu. Pokazuje, czego się od nich nauczył, a także co można zrobić, by pamięć o tych tragicznych wydarzeniach nie przepadła wraz ze śmiercią ostatniej ocalałej osoby. Mówi także, z jakimi problemami mierzy się w swojej pracy.
To była jedna z lepszych książek, jakie w tym roku czytałam. Skłania do refleksji. Pokazuje także nieco inne spojrzenie na Oświęcim. Po raz kolejny mogłam przeczytać świadectwa osób, które przeżyły piekło Auschwitz. Szkoda tylko, że ktoś za wschodnią granicą nie odrobił lekcji z historii i piekło zatoczyło koło...
Wpis powstał we współpracy
z Księgarnią Tania Książka.
"Niemieckiego księdza u progu Auschwitz" możecie kupić na Taniaksiazka.pl
Sprawdźcie też inne nowości.
Zaciekawiłam sie. Z chęcią przeczytam
OdpowiedzUsuń