Dziewczyna. Morderca. Samochód.
Listopad 1991 roku. George W. Bush jest prezydentem, w radiu leci Nirvana, a Charlie Jordan jedzie w samochodzie mężczyzny, który najprawdopodobniej jest seryjnym mordercą.
Nie znali się wcześniej. Po prostu oboje zmierzali w stronę Ohio. Widocznie on też miał powód, by opuścić uniwersytet w połowie semestru.
Po drodze rozmawiają, ostrożnie unikając dominującego w wiadomościach tematu – Kampusowego Zabójcy. Coraz bardziej zaniepokojona Charlie ma wątpliwości. W Joshu jest coś podejrzanego… Kiedy mkną pustą autostradą w środku nocy, pasażerka zaczyna podejrzewać, że podróżuje razem z mordercą z kampusu.
A to znaczy, że może skończyć jako jego następna ofiara.
Czy kiedy nie podoba Wam się książka, czytacie ją mimo wszystko do końca? Ja kiedyś tak robiłam, w tym momencie szkoda mi na to czasu. Ta książka dołączy do niechlubnego grona powieści porzuconych i niedokończonych. Wymiękłam niedługo przed finałem, ale już wychodziłam z siebie i stawałam obok, słuchając audiobooka, więc doszłam do wniosku, że nie ma sensu się męczyć. Mam za to nadzieję, że wszyscy pod koniec cierpieli tak bardzo jak ja w trakcie słuchania tej historii.
Nie powiem, ona miała potencjał. Uwielbiam takie kameralne kryminały i thrillery, w których jest niewielu bohaterów, nie ma zbyt dużo lokalizacji. Niby wszystko jest podane na tacy, ale tajemniczą aurę można niemal kroić nożem. Tu do pewnego momentu nawet tak było. Potem lepiej poznałam główną bohaterkę i miałam jej dość.
Charlie ma zaburzenia, które polegają na tym, że nagle w jej głowie zaczynają wyświetlać się filmy, które zniekształcają rzeczywistość. Na zasadzie, że zamiast zwykłego człowieka z lat 90. XX wieku pojawia się przed nią pan w fedorze, wyjęty żywcem z filmu z lat 20. Nie mam pojęcia, jak nazywa się takie zaburzenie, i czy coś takiego w ogóle istnieje, więc w tej kwestii się nie wypowiem. W każdym razie Charlie była na maksa irytująca ze swoim kompleksem zbawiciela, który nagle się w niej obudził. Poza tym podziwiam jej brak rozsądku. Po kampusie buszuje seryjny morderca młodych kobiet, a ona jak gdyby nigdy nic wsiada sobie do auta z obcym mężczyzną, z którym zamieniła tylko kilka zdań. Rozumiem, że zmagała się z traumą i wtedy człowiek różne nieracjonalne rzeczy robi, ale łapałam się za głowę, gdy słyszałam o kolejnych jej pomysłach. Ja na jej miejscu bym w podskokach uciekała. O jej towarzyszu podróży nie umiem powiedzieć nic więcej oprócz tego, że był. Niczym się nie wyróżniał.
W powieści pojawia się kilka zwrotów akcji. Każdy bardziej naciągany od poprzedniego. Pierwszy moment krytyczny, w którym już miałam ochotę porzucić książkę, był podczas przerwy na kawę. Potem było już tylko gorzej. Przy hotelu poległam i nie interesuje mnie to, co wydarzyło się dalej.
Potencjał był, ale moim zdaniem niewykorzystany. Główna bohaterka była męcząca, jej wywody mnie nużyły i w pewnym momencie było mi wszystko jedno, co się z nią stanie. Może i zakończenie by mnie rzuciło na kolana, ale jestem zbyt zmęczona całością, żeby do niego wytrwać. Wiem, że wielu osobom ta książka się podobała i rozumiem, co mogli w niej zobaczyć, jednak do mnie to nie przemówiło.
Bywa, że książkę odkładam po kilku stronach, bo wyraźnie mi nie pasuje. Szkoda mi czasu, gdy na półce mam wiele dobrych pozycji. :)
OdpowiedzUsuń