"Policjanci pozwolili zabrać Tomowi ubrania na kilka kolejnych dni. Później weszła Sue, by wziąć zwierzęta: dwa koty, dwa ptaki, ich karmniki i kuwety. Odjechali o 21:00. Tej nocy rozmawiali też z prawnikiem. Podzielił się z nimi otrzeźwiającym spojrzeniem. - Dylana już nie ma, nie mogą go nienawidzić - powiedział im. - Więc będą nienawidzić was."
Eric uważał się za boga, patrzył na ludzi z góry i chciał doprowadzić do ich unicestwienia. Przepełniony złością Dylan nie lubił swojego życia i chciał umrzeć. Ich znajomość miała doprowadzić do śmierci 12 uczniów i jednego nauczyciela. Plan na "Dzień Sądu" wyglądał inaczej, jednak nie wszystko poszło po ich myśli.
Ta książka to ogromny emocjonalny walec. Kiedy ją czytałam, wróciły do mnie bardzo trudne wspomnienia. Autor mówił o tym, że nikt nie mógł wejść do szkoły dotąd, dopóki nie usunięto z niej podłożonych przez zamachowców bomb. Rok temu w wyniku wybuchu gazu straciłam bardzo bliską mi osobę i jestem w stanie wyobrazić sobie ból rodziców, którzy nie mogli zabrać ciał swoich dzieci, bo podejście do nich było niebezpieczne. Wiem, jak wyglądają pierwsze godziny po tragedii, gdy niby ma się świadomość, że bliska osoba nie żyje, ale bez ciała wypiera się to tak długo, dopóki się da. Przejście przez te fragmenty sprawiało mi fizyczny niemal ból. Ja też widziałam szczątki bliskiej mi osoby w telewizji i nie mogłam zrobić nic, żeby zabrać je z miejsca zdarzenia. Coś takiego rozrywa serce na strzępy.
Autor w swojej publikacji przeskakuje od czasu po masakrze do tego, co działo się przed nią, ale nie powiem, żeby te przeskoki czasowe przeszkadzały w lekturze. Są wyraźnie zarysowane, więc nie musicie się obawiać tego, że będziecie czuć się zagubieni.
Dave Cullen w wyczerpujący sposób opisuje zarówno przygotowania Erica i Dylana do całej akcji, ale również to, co działo się później z osobami, które przeżyły, a także z rodzicami sprawców. Znajdziecie tutaj także próbę zrozumienia tego, co kierowało chłopakami, że posunęli się do zrobienia tak strasznych rzeczy. Nie ma tutaj oceniania, jest za to poszukiwanie prawdy. Próba odpowiedzenia na pytanie, czy można było jakoś temu wszystkiemu zapobiec.
Najtrudniejsze było dla mnie czytanie o rodzinach ofiar, o tym, jak radziły sobie ze stratą. Mam bardzo mieszane uczucia, jeśli chodzi o historię Cassie, z której zrobiono ewangelicką męczennicę. Zwłaszcza po tym, gdy całość uzupełniła opowieść Val. Zabolało mnie to, co dziewczyna powiedziała o tej masakrze. Z jednej strony rozumiem, co kierowało ludźmi, którzy nie chcieli do siebie dopuścić prawdy na ten temat, ale z drugiej strony nie umiem się nie wściekać, gdy o tym pomyślę. Wybaczcie, że mówię ogólnikami, ale nie chcę wchodzić w szczegóły, chciałabym, żebyście poznali je sami.
Jestem pod ogromnym wrażeniem tej publikacji. Napisanie jej nie było łatwym zadaniem, o czym zresztą wspomina sam autor. Opowiadanie o ludzkim cierpieniu, o walce o powrót do zdrowia, to ogromne wyzwanie. Uważam jednak, że Dave Cullen mu podołał. Kilka razy musiałam odłożyć książkę na półkę, żeby ochłonąć po tym, co przeczytałam, a jednocześnie nie mogłam doczekać się powrotu do lektury. Autor obala sporo mitów, które przez lata narosły wokół tej sprawy, a przy okazji w kolejnym wydaniu koryguje pewne błędy. Pokazuje, jak mózg ludzki reaguje w stanie silnego wzburzenia, a także przygląda się całej sprawie kompleksowo. Porusza kwestie związane z religią, psychologią i relacjami międzyludzkimi. Kawał dobrej reporterskiej roboty. Autor zostawił mnie z wieloma pytaniami, przeorał emocjonalnie, ale nie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę. To publikacja idealna dla osób interesujących się true crime i sposobem, w jaki funkcjonują mordercy. Jedyne, nad czym będę kręcić nosem, to fakt, że przypisy znajdują się na końcu książki i musiałam skakać między stronami, żeby je przeczytać. Poza tym nie mam żadnych zastrzeżeń.
Premiera książki odbędzie się już w środę.
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)