Śmierć matki i nagła konieczność zaopiekowania się psychicznie chorym ojcem zmieniają życie Kassi. Z dnia na dzień musi znaleźć siłę aby poradzić sobie z nową rzeczywistością, a tu jeszcze przeszłość nie daje jej spokoju. Niespodziewanie pojawia się jednak nadzieja, że ta zmiana doprowadzi ją wreszcie do prawdziwego uwolnienia.
Sięgając po tę książkę, właściwie nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. Podejrzewałam, że to będzie spory kaliber, w końcu to opowieść o córce, która nagle musi zająć się swoim ojcem i nie ma nikogo bliskiego, kto mógłby jej pomóc.
Autorka pokazuje w swojej powieści to, jak wygląda opieka nad osobą zmagającą się z zaburzeniami psychicznymi. To bardzo często samotność, walka z biurokracją, systemem, który niczego nie ułatwia. W przychodniach nie ma miejsc, a i z domami opieki bywa ciężko. Osoby zajmujące się chorymi są niedoceniane, za to bardzo łatwo się je ocenia, jeśli choć na chwilę chcą zająć się sobą, odzyskać w jakiś sposób utracone życie. Został tu także poruszony temat relacji rodziców z dziećmi. Kochania nie swoich pociech, a ich wymyślonych wersji i pomijania "tych gorszych". Za to należą się autorce wyrazy uznania. Uważam, że to jeden z mocniejszych punktów tej historii. I szkoda, że tylko na tym nie został położony ciężar.
Moim zdaniem pojawia się tutaj dużo wątków, które nie zostały odpowiednio rozwinięte - homofobia, przemoc, traumy z dzieciństwa. Dobrze, że nie zamiata się takich rzeczy pod dywan, ale mam wrażenie, że tu były nieco na siłę wciśnięte. I o ile broni się to, co działo się z Brygidą, bo to pokazuje różnorodność, jeśli chodzi o relacje rodziców i dzieci, o tyle uważam, że wątek Baśki i Adriana był niepotrzebny. Tym bardziej, że jego zakończenie mnie nie usatysfakcjonowało.
Mam też pewne zastrzeżenie co do samego finału tej powieści. Moim zdaniem był zbyt bajkowy. O ile wcześniej było sporo rozmyślań, byłam w stanie wczuć się w sytuację Kassi, rozumiałam jej ból, frustrację, o tyle pod koniec było zbyt kolorowo i trudno mi uwierzyć w to, że takie rzeczy mogą tak szybko wyleczyć poranioną przez lata duszę.
Nie twierdzę, że książka jest zła, bo mocno daje do myślenia i warstwa psychologiczna jest na wysokim poziomie, a relacja Kassi i M. to dla mnie mistrzostwo, ale pod koniec zrobiło się dla mnie zbyt cukierkowo, niestety. Mimo wszystko uważam, że Joanna Stoga ma bardzo lekkie pióro i spory potencjał. Tyle że ja jestem Grinchem, jeśli chodzi o okołoromansowe wątki i bardzo trudno mnie pod tym względem zadowolić. Taka już moja natura.
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu SEQUOJA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)