Minęło zaledwie kilka godzin od wstrząsających wydarzeń z "Do jutra", a Colter Shaw już znalazł się w San Francisco, by podjąć się misji, którą jego ojciec rozpoczął lata temu. Nadszedł czas, aby odnaleźć zaginioną torbę kurierską z dowodami mogącymi zniszczyć korporację odpowiedzialną za setki, a nawet tysiące zgonów.
Podążając za enigmatycznymi wskazówkami, Shaw zaczyna bawić się w kotka i myszkę z przedstawicielami firmy. Nagle jednak wydarzenia nabierają tempa: tylko coś, co znajduje się w torbie, może uratować rodzinę, na którą korporacja wydała wyrok śmierci. Podczas realizacji misji Shaw otrzymuje nieoczekiwane wsparcie od kogoś, z kim od dawna nie miał kontaktu. Razem odkrywają, że poszukiwany przez niego obiekt może wywołać katastrofę na ogromną skalę.
Wracam do Was po wakacyjnej przerwie z przytupem. Oj, Colter, Colter... Co ja z Tobą, człowieku, mam. Jedno jest pewne, kiedy gość się pojawia, kawa nie jest mi potrzebna. Kolejna część jego przygód, podobnie jak poprzednie, była jazdą bez trzymanki. Właściwie nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. Nie zliczę, ile razy wstrzymywałam oddech, gdy widziałam, co dzieje się z Colterem.
Tym razem mężczyzna chce dokończyć sprawę, którą przed laty rozpoczął jego ojciec. Jest w posiadaniu dowodów, które mogą zagrozić pewnej korporacji. Przedstawiciele firmy depczą mu po nogach. Na dodatek Colter dowiaduje się, że korporacja wydała wyrok na jedną z rodzin. Zyskuje jednak niespodziewanego sojusznika. Tyle że ich problemy dopiero się rozpoczynają. Nie mają pojęcia, że dowód, w którego posiadaniu są, może wywołać spore zamieszanie.
Czy ja już mówiłam, że kocham Coltera? Jeśli nie, to właśnie to mówię. Nie, to nie jest przekokszony mięśniak, którego zabili i uciekł. To człowiek, z którym w ogień bym poszła. Jest odważny, ale zdaje sobie sprawę ze swoich ograniczeń. Miło było patrzeć, jak rozwija się na przestrzeni kolejnych powieści. I z każdą z nich był mi coraz bliższy. Nie było mi obojętne to, co się z nim stanie. Nie mam także zastrzeżeń, jeśli chodzi o postaci drugoplanowe. Każda ma w sobie coś, dzięki czemu zapada w pamięć. Nie stanowią tylko tła dla Coltera.
Sama intryga nie budzi moich zastrzeżeń, śledziłam ją z zapartym tchem. Nawet nie próbowałam domyślić się, co będzie działo się dalej. Byłam tu i teraz z Colterem. Nie umiałam wyjść z podziwu, gdy widziałam, jak próbuje wykiwać ludzi, którzy bez mrugnięcia okiem odstrzeliliby mu głowę. Uwielbiam tak inteligentnych bohaterów.
Zakończenie nieco mnie złapało za gardło. Nawet łezka w oku mi się zakręciła. Nie spodziewałam się takiego ładunku emocjonalnego. W każdym razie Jeffery Deaver po raz kolejny mnie nie zawiódł.
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.
Bardzo lubię ten gatunek. Z chęcią przeczytałabym tą książkę
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie. Koniecznie muszę przeczytać. :)
OdpowiedzUsuń