Jules Larsen nie jest w najlepszej kondycji. Tego samego dnia straciła pracę i przyłapała chłopaka na zdradzie. Dziewczyna zrobi wszystko, aby jak najszybciej stanąć na nogach. Oprócz przyjaciółki, której gościnności i tak nadużywa, nie ma już nikogo.
Bartholomew jest jednym z najbardziej znanych i tajemniczych budynków na Manhattanie. Krążą plotki, że jest przeklęty. Mimo to wykupienie tam mieszkania jest prawie niemożliwe. I to właśnie w Bartholomew Jules udaje się dostać nietypową pracę. Jeżeli na trzy miesiące zamieszka w apartamencie 12A, zarobi aż 12 tysięcy dolarów. Podobno dom niezamieszkany szybciej niszczeje…
Jest tylko kilka zasad. Żadnych gości. Żadnych nocy spędzonych poza apartamentem. Absolutny zakaz przeszkadzania innym mieszkańcom, którzy zazwyczaj są sławni, bogaci lub jedno i drugie. Wszystko układa się dobrze, póki Ingrid – opiekunka z mieszkania 11A – nie znika. Czy Bartholomew jest tak straszny, jak wszyscy mówią? Jakie mroczne sekrety skrywają się za jego murami? Czy Jules jest bezpieczna?
Wyobraźcie sobie taką historię. Ktoś proponuje Wam, że za kupę siana macie zamieszkać w jakimś mieszkaniu na 3 miesiące. Za każdy z nich wpada Wam do kieszeni 4 tysiące dolarów. Nie możecie jednak przyjmować gości, spędzać nocy poza domem ani robić zdjęć, które mogłyby zdradzić miejsce, w którym mieszkacie. Nie wolno Wam też zaczepiać innych mieszkańców budynku. Bo wiecie, elita nie miesza się z plebsem, którym jesteście. Co robicie? Ja zabieram nogi za pas i zwiewam, bo na kilometr czuć, że coś tu jest nie tak. Zwłaszcza że pieniądze mam dostawać do ręki, a nie przelewem. Jules nie miała podobnych rozważań. Była w podbramkowej sytuacji, potrzebowała pieniędzy na już i postanowiła przyjąć propozycję.
I mogłabym tu napisać, że Jules jest głupia, bo nikt normalny na coś takiego by nie poleciał, ale tego nie zrobię. Ona była w bardzo trudnej sytuacji, zdana niemal na samą siebie. A zdesperowany człowiek zrobi wszystko, żeby utrzymać się na powierzchni. I tak było w jej przypadku. Kiedy próbujemy przeżyć, bardzo często ignorujemy czerwone flagi. Tak właśnie było z Jules.
Mam mieszane uczucia, jeśli chodzi o tę książkę. Od początku wiedziałam, że za całym dealem z tym mieszkaniem kryje się coś więcej. I się nie pomyliłam. Obstawiałam tylko nie to rozwiązanie, chociaż w sumie byłam blisko. Nie wiem jak Wy, ale ja mam tak, że kiedy już zdaję sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak, nie czuję napięcia. Jeśli zaskoczy się mnie historią mrożącą krew w żyłach, to potem siedzę już jak na szpilkach. W przypadku tej książki właśnie tego napięcia nie czułam. Po prostu czekałam na to, co się wydarzy. I nie powiem, żeby rozwiązanie intrygi mnie zaskoczyło.
Jeśli chodzi o bohaterów, to z Jules mimo wszystko czułam jakąś więź. Mocno dostała po pupie od życia, ale próbowała jakoś żyć. Co prawda nie popierałam większości jej decyzji, jednak wzbudzała we mnie emocje. Dziwiło mnie za to podejście jej przyjaciółki. Gdyby moja przyjaciółka chciała zamieszkać w miejscu owianym złą sławą, nie mając żadnej umowy i dostając kasę pod stołem, to bym ją pod pachę stamtąd wzięła i kubeł zimnej wody na głowę jej wylała. Jeszcze gdybym się dowiedziała, że nie mogę jej odwiedzać, to bym w podskokach do niej leciała. Ta niby próbowała ją ostrzec, ale mało skutecznie. Pozostali bohaterowie byli skonstruowani w taki sposób, że już po pierwszych paru zdaniach na ich temat, wiedziałam, co się z nimi stanie. Specjalnie nie będę o nich mówić, żeby nic nie zdradzić, ale dla mnie ich rola była oczywista od samego początku.
Może gdybym nie miała za sobą tylu thrillerów, to bym była bardziej zachwycona tą książką. I żebyśmy się dobrze zrozumieli. Nie, ona nie jest zła. Może utrzymać w napięciu czytelników, którzy dopiero wchodzą do świata thrillerów, ale w moim przypadku tak się nie stało. Za dużo rzeczy było dla mnie oczywistych. A szkoda, bo potencjał był duży.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)