Rok 1979. Siedemnastoletnia Krysia Romaniuk za namową rodziców poddaje się aborcji. Niedługo potem jej matka popełnia samobójstwo. Wiele lat później również Krysia odbiera sobie życie. Czy to na pewno były samobójstwa?
Rok 2020. Trybunał konstytucyjny orzeka, że aborcja ze względu na ciężkie i nieodwracalne zmiany płodu jest niezgodna z konstytucją.
Balansująca na granicy szaleństwa Anita wspomina zabieg siostry i wszystko, co nastąpiło później. Wściekła na władzę córka Anity, Julia, bierze udział w protestach. Przeszłość wraca. Pojawia się coraz więcej pytań, na które każda z nich próbuje odpowiedzieć na własną rękę.
Tymczasem zdarza się kolejna śmierć. Tym razem nie ma wątpliwości, że to morderstwo. Czy zabójca uderzył ponownie?
Pod koniec 2020 roku Polska zapłonęła. Pseudotrybunał wydał wyrok, na mocy którego została zakazana aborcja ze względu na ciężkie i nieodwracalne zmiany płodu. Uznano, że jest ona niezgodna z kontytucją. To doprowadziło do fali protestów, które odbywały się w całej Polsce. Brała w nich udział również Julia, jedna z bohaterek tej powieści. Kiedy czytałam o tym, co dziewczyna myślała na ten temat, miałam wrażenie, że słucham siebie sprzed półtora roku. Przypomniała mi się moja złość, moje poczucie bezradności.
Nie była to łatwa emocjonalnie książka z kilku powodów. Po pierwsze, wspomniane przeze mnie strajki z 2020 roku. Do takiej sytuacji nigdy nie powinno dojść. Nikt nigdy nie powinien mówić komuś, co ma zrobić w obliczu tak wielkiej tragedii, jaką są ciężkie i nieodwracalne wady płodu. Polityka, religia i cudze przekonania nie powinny nigdy ingerować w takie sprawy. Ani polityk, ani ksiądz, ani prolifer nie ma pojęcia o tym, co dzieje się z kobietą i jej bliskimi po usłyszeniu takich słów. Nie mają pojęcia, jak ogromna to tragedia. I oni nie będą trwać z nimi w takiej chwili. Pozostawią ich samych. Krew mnie zalewa, kiedy o tym myślę. I bardzo często to uczucie wracało do mnie w trakcie lektury. Miałam czasami ochotę rzucać książką po pokoju i byłam dumna z Julii, że walczy.
Po drugie, wgniotła mnie w fotel postać Anity. Miałam ogromny mętlik w głowie, gdy o niej czytałam. Na przemian wzbudzała we mnie współczucie i złość. Ogrom tragedii, jaki ją dotknął, był nie do uniesienia dla jednej osoby. Nie dziwię się, że to wszystko odcisnęło na niej spore piętno. Nie będę tutaj zdradzać szczegółów, ale to jedna z najbardziej przeczołganych przez życie postaci, z jakimi kiedykolwiek się spotkałam. Było mi jej żal, ale czasem czułam, że mam ochotę nią potrząsnąć.
Po trzecie, Joanna i Krystyna. Kiedy przeczytałam o tym, co je spotkało, miałam łzy w oczach. Było mi obu ogromnie żal. Życie mocno je doświadczyło. I choć nie spędziłam z nimi zbyt dużo czasu, poczułam z nimi więź. Nie umiałam spokojnie czytać o ich śmierci.
Bycie kobietą to zaszczyt, ale też nieustanna walka o swoje prawa. I to w tej książce widać. Słychać niewypowiedziane krzyki, czuć ich ból. To ogromny kaliber emocjonalny, jednak nie żałuję ani minuty poświęconej na czytanie. To był kawał dobrej powieści psychologicznej z wątkami kryminalnymi. Kilka razy musiałam ostro zbierać szczękę z podłogi, kiedy autorka odkrywała przede mną karty i pokazywała mi, co właściwie się stało. Końcówkę czytałam, wciśnięta w fotel.
Ta książka jest najeżona tajemnicami, bólem i skrywanymi przez lata emocjami. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej historii. Tego, jak udało się dopracować każdy jej element w najdrobniejszym nawet calu. To opowieść o utraconym dzieciństwie, traumie, tragediach, których można było uniknąć, gdyby tylko osoby, które za nimi stały, pomyślały nie tylko o sobie i o swoich przekonaniach. Do bólu emocjonalna, piekielnie trudna, ale nieziemsko dobra. Idealne połączenie powieści obyczajowej, dramatu i thrillera. Polecam.
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Autorce.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)