Florence Darrow od zawsze chciała być sławną pisarką. Kiedy otrzymuje ofertę pracy jako asystentka znanej, choć żyjącej w całkowitym odosobnieniu i ukrywającej się pod pseudonimem Maud Dixon autorki, zgadza się bez wahania. Podczas ich wspólnego pobytu w Maroku dochodzi jednak do katastrofalnego w skutkach wypadku samochodowego. Maud zniknęła jak kamień w wodę, tymczasem Florence budzi się w szpitalu ze świadomością, że cudem uszła z życiem. Teraz może patrzeć, jak wszystko, na co tak ciężko pracowała, obraca się w pył i trzeba będzie zaczynać od początku – albo uznać, że sława, o której zawsze marzyła, była jej pisana i najwyższy czas po nią sięgnąć.
Kiedy zaczęłam czytać tę książkę, z tyłu głowy pojawiła się myśl, że dałam się nabrać i zamiast wgniatającego w ziemię thrillera, po którym szczękę z podłogi 2 tygodnie będę zbierać, będzie le kupa. Zaczęło się tak sobie. Ot, powieść obyczajowa z nutką romansu. Przeszło mi nawet przez myśl, żeby porzucić tę książkę, nie umiałam wczuć się w klimat. Po pierwszej intrydze Florence doszłam do wniosku, że z tej mąki chleba to nie będzie, ale wzięłam głęboki wdech i postanowiłam dać jej szansę. I cieszę się, że to zrobiłam, choć łatwo nie było. Załamywałam kilka razy ręce nad zachowaniem Florence, jednak w końcu nawiązałam z nią nić porozumienia.
Akcja ruszyła dla mnie z kopyta w momencie wyjazdu Florence za granicę. Wcześniej za dużo się nie działo i nawet niespecjalnie interesowało mnie to, co stanie się z Florence. Była sobie kobieta, która nie miała pomysłu na siebie, więc chciała kopiować innych. I niespecjalnie wykazywała się przy tym inteligencją. Szła po najmniejszej linii oporu i była przy tym do bólu przewidywalna. Potem niektóre rzeczy się zmieniły.
Rozmowa Florence z panem z psem naprowadziła mnie na jeden wątek, więc nie byłam zaskoczona, gdy w końcu się pojawił, ale autorka była w stanie namieszać. Raz podczas lektury nawet wymknęło mi się brzydkie słowo, kiedy zobaczyłam, w co Florence się wpakowała. Tego się nie spodziewałam. Zakończenie też mnie zaskoczyło.
Nie od początku zapałałam do tej książki miłością. Florence wydawała mi się płytka i głupia jak but. Do czasu. Potem, o panie, co się tam działo... Pomimo tego, że nie od razu ze mną i "Pozorantką" zaklikało, polecam tę książkę.
Premiera odbędzie się już w środę!
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu W.A.B.
dziękuję Wydawnictwu W.A.B.
Myślę, że mogę się skusić na ten tytuł.
OdpowiedzUsuńCzasami bohaterowie jednak potrafią zaskoczyć w połowie książki. ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam wiele pozytywnego na temat tej książki. Od siebie mogę polecić ostatnio przeczytanego "Kapłana". Moje czytelnicze odkrycie tego miesiąca :)
OdpowiedzUsuń