A co, jeśli wszystko, co wydaje się nam przypadkowe, przypadkowe nie jest? Co, jeśli istnieje wzór na przypadek? I co, jeśli ten wzór zmieni znany nam świat?
Grudzień 2011, Genewa, CERN. Największy na świecie ośrodek badań jądrowych.
Prof. Francesca Accardi przedstawia postępy prac w poszukiwaniu boskiej cząstki: bozonu Higgsa. Odkrycie ma stać się największą sensacją naukową XXI w. Dzień później, w trakcie niemającego się prawa zdarzyć blackoutu, w podziemnej kawernie eksperymentalnej Wielkiego Zderzacza Hadronów znalezione zostaje ciało młodego genialnego fizyka. Kto odpowiada za jego śmierć? A może Noah Majewski popełnił samobójstwo? Śledztwo w sprawie tajemniczej śmierci i zaginięcia dziennika naukowca prowadzi charyzmatyczna inspektor Hauser. Kiedy Ava i Alex, siostra i przyjaciel Majewskiego, znikają - rusza ich śladem. Ale nie tylko ona…
Nie wiem jak wy, ale ja na pewnym etapie swojej czytelniczej przygody miałam ogromną fazę na czytanie powieści Dana Browna. Z cyklu o Robercie Langdonie lubiłam najbardziej „Anioły i demony”. Jeśli wy też lubiliście książki tego autora, to i „Zderzacz” może przypaść wam do gustu.
Przyznam szczerze, że byłam pełna obaw, sięgając po tę książkę. Nieco obawiałam się tego, że zostanę przytłoczona naukowym środowiskiem i nie będę w stanie zrozumieć słownictwa, jakim będą posługiwali się bohaterowie. I faktycznie, zdarzyło mi się, że nie do końca w kilku momentach wiedziałam, o co chodzi, ale takich fragmentów było niewiele. Joanna Łopusińska posługuje się zrozumiałym językiem, a kwestie, które nie są dla zwykłych czytelników aż tak oczywiste, są wyjaśnione w przypisach.
Akcja powieści toczy się na kilku płaszczyznach czasowych. Są one wyraźnie zaznaczone, więc nie musicie obawiać się tego, że nie będziecie wiedzieli, w którym roku akurat rozgrywają się wydarzenia. Na początku te przeskoki lekko wytrącały mnie z rytmu czytania, ale szybko się do nich przyzwyczaiłam i uważam, że bardzo dobrze budowały napięcie. Kiedy w teraźniejszości robiło się gorąco, wskakiwaliśmy do przeszłości, żeby nieco ochłonąć i przygotować się na to, co za moment nadejdzie.
Momentami powieść przypominała mi książki Dana Browna. I nie, nie chcę przez to powiedzieć, że autorka odgrzała stare kotlety, bo jeśli taka tematyka kiedyś się sprzedała, to coś podobnego też może stać się popularne. I nie, nie jest to polska odpowiedź na „Anioły i demony”, a przynajmniej ja nic takiego tutaj nie zauważyłam. Po prostu niektóre motywy są podobne. Może nawet bardziej do „Kodu da Vinci” niż do „Aniołów i demonów”. Przynajmniej moim zdaniem.
Chylę przed autorką czoła, jeśli chodzi o naukową warstwę powieści. Widać, że włożyła w to sporo pracy i opłaciło się. Jestem totalnie oczarowana tymi kwestiami. Czasem nie do końca się w nich mogłam połapać, ale nie miałam w trakcie lektury wrażenia, że czytam o czymś z kosmosu wziętym. I niech mi ktoś powie, że praca naukowca jest nudna – nic bardziej mylnego.
Jeśli chodzi o bohaterów, to nie do końca wiem, co mam myśleć o Alexie. Zmieniałam zdanie na jego temat w trakcie lektury kilka razy. Raz byłabym w stanie pojechać z nim na koniec świata z bandziorami na karku, a za moment chciałam od niego uciekać gdzie pieprz rośnie. Ava nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Czasem nieco przypominała mi Sophie z „Kodu da Vinci”. Jednak nie umiałam jakoś się z nią zżyć, choć miała dobre momenty. Zdecydowanie ciekawszy był dla mnie jej brat, Noah. Polubiłam też panią inspektor. Miło było ją obserwować przy pracy.
Książka jest dość obszerna, ale nie czułam w trakcie lektury jej długości. Szybko się ją czytało dzięki krótkim rozdziałom. Uważam, że Joanna Łopusińska ma spory potencjał i jestem ciekawa, co będzie mi jeszcze w stanie zaoferować.
Premiera książki odbędzie się już w środę!
Propozycja idealna dla mnie. Koniecznie zapisuję tytuł
OdpowiedzUsuńZnam cykl o R. Langdonie. Tą pozycję też mam w planie. :)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie.
OdpowiedzUsuń