Dramatyczna historia walki o przetrwanie w ogarniętej rewolucyjnym chaosem Wenezueli.
Po śmierci matki Adelaida Falcón zostaje absolutnie sama w mieście, w którym przemoc wyznacza codzienny rytm życia. To dopiero początek jej walki o przetrwanie pośród chaosu i anarchii. Wyrzucona z własnego mieszkania niespodziewanie znajduje schronienie, a zarazem szansę na rozpoczęcie nowego życia. By z niej skorzystać, musi jednak dokonać trudnego wyboru.
To była bardzo trudna książka, przez którą nie umiałam przejść, choć nie jest obszerna. Jest za to tak naładowana emocjami, że trudno było mi je unieść. Z jej stron wylewa się cierpienie. Były momenty, gdy czułam, jak napływają mi do oczu łzy i chciałam krzyczeć z bezsilności.
Adelaida na początku wydawała mi się pozbawiona emocji, jakby wszystko z niej spływało, ale im bardziej zagłębiałam się w treść powieści, tym lepiej ją rozumiałam. Wiedziałam, dlaczego zachowuje się w taki sposób. Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że niektórzy czytelnicy mogą mieć problem z odbiorem jej postaci, może wzbudzać niechęć, ale postarajcie się dać jej szansę.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to książka dla każdego. To ogromny kaliber. Potrafi rozerwać serce na strzępy. Teoretycznie wiedziałam, na co się piszę, sięgając po tę książkę, ale ogrom cierpienia, jaki tam znalazłam, dość mocno mnie przytłoczył.
Zdecydowanie odradzam czytanie jej w środkach komunikacji miejskiej, bo trudno jest utrzymać emocje w ryzach w trakcie lektury. Ja w każdym razie tak miałam. Nie żałuję jednak, że sięgnęłam po tę książkę. Dała mi lekcję pokory i siły. Polecam, jeśli szukacie wymagającej powieści, która emocjonalnie Was rozjedzie. Ta właśnie taka jest.
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)