Trudno sobie wyobrazić świat bez szkoły.
A może właśnie to powinniśmy dziś zrobić?
Czego uczy nas szkoła? Czy poza tabliczką mnożenia nie wpaja w nas uległości, bierności, posłuszeństwa, rywalizacji i pracy pod przymusem?
Wierzymy, że szkoła rozwija w dzieciach zaradność, niweluje nierówności społeczne i przyczynia się do postępu świata. To mit! Jest dokładnie na odwrót! To ona w dużym stopniu sprawia, że ludzie są nieszczęśliwi. To ona prowadzi społeczną selekcję, już kilkulatków dzieląc na lepszych i słabszych. To ona czyni świat coraz gorszym miejscem do życia i to również przez nią najczęściej zapominamy, kim jesteśmy, przestajemy być sobą.
Szkoła jest instytucją stworzoną w konkretnym czasie i dla realizowania określonych celów. Tyle tylko, że ten czas i cele dotyczą XIX wieku – wtedy narodził się system edukacji, w ramach którego funkcjonują nasze szkoły. Zwłaszcza dziś w dobie nauki zdalnej – bardziej niż kiedykolwiek wcześniej – potrzebujemy zupełnie innego myślenia o edukacji i jej roli w naszym życiu, zrozumienia, jak szkoła niszczy ludzi, społeczeństwa i świat. Potrzebujemy też konkretnej wiedzy, by uratować nasze dzieci – zróbmy wszystko, by szkoła nie zabiła w nich kreatywności, głodu poznawania świata i marzeń!
Miałam to szczęście, że na swojej akademickiej drodze trafiłam na Mikołaja Marcelę. I choć miałam z nim zajęcia tylko przez pół semestru, było to najlepsze pół semestru w mojej karierze studenckiej. To był jeden z tych wykładowców, który pozwalał nam myśleć i mieć swoje zdanie. Niewielu takich wykładowców miałam. Wielu z nich po prostu przerabiało z nami program studiów i zabijało w nas kreatywność. Tak samo jest ze szkołą. Dzieci są pełne pasji i ciekawości świata do momentu, gdy przekroczą próg szkoły. Mikołaj Marcela pokazuje, dlaczego tak się dzieje.
Model naszej szkoły jest archaiczny, robi więcej złego niż dobrego. Tak z ręką na sercu - ile pamiętacie ze szkoły? Ja niewiele. I chociaż trafiałam na naprawdę wspaniałych nauczycieli, nie pamiętam tego, o czym mi mówili. Do niczego nie przydała mi się w życiu wiedza, którą próbowali mi przekazać.
Podobnie jak autor nie należałam do kujonów. Szkoda było mi czasu na wkuwanie formułek, które na nic mi się nie przydają. Ratowała mnie pamięć fotograficzna. I umiejętność zagadywania egzaminatorów na studiach.
Autor pokazuje, że podział, który przyjął się w szkołach, nie ma żadnej racji bytu. To, że jedno dziecko czyta w wieku 6 lat, nie znaczy, że drugie też będzie. I to nie znaczy, że jest głupie. Po prostu każdy w swoim tempie przyswaja wiedzę, ma predyspozycje do czegoś innego. Ilu moich znajomych, którzy ledwo przechodzili z klasy do klasy, ma swoje firmy i świetnie sobie radzi, a ci, którzy mieli wysokie średnie nie potrafią się odnaleźć w życiu? Autor pokazuje, dlaczego tak się dzieje.
Mikołaj Marcela pochyla się także nad kanonem lektur. Wszyscy wiemy, że jest totalnie nieprzystosowany do współczesnych uczniów. Podam to na swoim przykładzie. W piątej klasie kazano mi czytać "Ogniem i mieczem". Nienawidzę twórczości Sienkiewicza. "Chłopów" czytałam na własną rękę 3 lata później. Kocham Reymonta, chociaż język tej powieści współczesny nie był.
Podpisuję się pod każdym słowem autora. Plus dla niego za to, że opisywał zagadnienia związane ze szkołą za pomocą różnych dzieł popkultury. Dzięki temu bez problemu zrozumiecie, co autor miał na myśli. Polecam z czystym sercem.
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Znak.
Ksiazka warta uwagi. Sama z chęcią przeczytam. Nie często mozna trafić na taką książkę.
OdpowiedzUsuń