Ukryta pośród zaułków osiemnastowiecznego Londynu tajemna apteka obsługuje niezwykłą klientelę. W całym mieście maltretowane lub zdradzane kobiety przekazują sobie szeptem wieści o tajemniczej Nelli, sprzedającej na pozór niewinne medykamenty, dzięki którym mogą raz na zawsze pozbyć się swoich dręczycieli. Los apteki staje jednak pod znakiem zapytania, gdy nowa klientka popełnia brzemienny w skutki błąd, którego konsekwencje ciągną się przez wieki.
Tymczasem współcześnie Caroline Parcewell, niedoszła historyczka, samotnie spędza w Londynie dziesiątą rocznicę ślubu, uciekając przed małżeńskimi problemami. Przypadkiem trafia na wskazówkę sprzed dwustu lat dotyczącą serii niewyjaśnionych zgonów w tym mieście, a wtedy los splata jej życie z życiem aptekarki sprzed wieków. Z życiem… i śmiercią.
Jak dobrze wiecie, uwielbiam wszelkie opowieści związane z morderstwami, dlatego też opis tej powieści mnie zaintrygował. O trucicielach wiem stosunkowo niewiele, więc chciałam się przekonać, co autorka ma mi do zaoferowania.
Narracja jest prowadzona z perspektywy trzech osób. Nelli, aptekarki, młodej Elizy, która zrządzeniem losu na nią natrafia, oraz Caroline, teoretycznie szczęśliwej mężatki, w praktyce zagubionej kobiety, która szuka w sobie siły, by zacząć walczyć o siebie. Zdecydowanie bardziej podobało mi się w czasach Nelli i Elizy, czyli 200 lat temu. Współczesność nie była zła, ale nie miała w sobie tej magii, którą odnalazłam w przeszłości. Zdecydowanie bardziej wolałam śledzić losy aptekarki i młodej dziewczyny niż współczesnej kobiety.
Widać, że ta książka to literacki debiut. Mam wrażenie, że pewne wątki nie są do końca wykorzystane. Aż prosi się o rozwinięcie historia Nelli. Było jej dla mnie w książce za mało, wolałabym, żeby autorka bardziej skupiła się na przeszłości. W teraźniejszości trochę przeszkadzała mi postać Caroline, jakoś nie umiałam jej polubić. Rozumiem, że była rozdarta, znalazła się na życiowym zakręcie, ale brakowało mi w niej charyzmy. Ona dla mnie ginęła w zestawieniu z Nellą i Elizą.
Nie mogę powiedzieć, że była to zła książka, bo wciągnęła mnie i przeczytałam ją jednym tchem. Były momenty, gdy z zapartym tchem czekałam na bieg wydarzeń. Sarah Penner ma lekkie pióro i zadatki na dobrą autorkę. Nie gubi się w narracji, nie ma nagłych przeskoków czasowych, które wytrącają z rytmu czytania, bohaterowie nie zlewają się w całość. Ta powieść wchodzi idealnie podczas wygrzewania się na plaży (piszę z własnego doświadczenia).
Jestem w stanie przymknąć oko na pewne niedociągnięcia, bo to literacki debiut. Widać, że autorka włożyła w niego sporo serca i pracy i to bardzo doceniam. Trzymam za nią kciuki i mam nadzieję, że jeszcze mnie zaskoczy swoją powieścią.
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu HarperCollins.
Ten tytuł brzmi kusząco!
OdpowiedzUsuń