Jest lato 1959 roku, kalifornijskie słońce wypala wypielęgnowane trawniki przed domami w Sunnylakes. Pewnego bardzo długiego popołudnia w tej sielskiej atmosferze przedmieścia znika Joyce Haney. Tego samego dnia Ruby Wright udaje się do pracy, spodziewając się, że czeka tam na nią to, co zawsze: obowiązki domowe, których nie cierpi, obolałe stawy, pogarda ze strony białych pracodawców… a także światełko w mroku codzienności: życzliwość Joyce. Zamiast tego znajduje dwójkę przerażonych dzieci i plamę krwi na podłodze w kuchni. Po pani domu nie ma śladu.
Do sprawy zostaje przydzielony detektyw Mick Blanke, który niedawno trafił do Sunnylakes z Nowego Jorku i szybko odkrywa, że klucz do zagadki znajduje się w rękach Ruby, nikt bowiem tak dobrze jak ona nie zna tajemnic kryjących się za wykrochmalonymi, idealnie gładkimi zasłonami.
Tyle że czarnoskórych pomocy domowych na amerykańskim Południu nie prosi się o pomoc w śledztwie. Ich o nic się nie prosi…
Od czasów, w których toczy się akcja książki, dzieli nas zaledwie 50 lat. Książka pokazuje, jak wiele przez ten czas się zmieniło. Przynajmniej w teorii. W każdym razie kolor skóry w większości przypadków nie sprawia, że jesteś z góry oceniany o traktowany gorzej. Kobiety nie muszą być wyłącznie paniami domu. Widać, jak zmieniły się relacje męsko-żeńskie.
Ta historia toczy się na kilku płaszczyznach czasowych - kiedyś i teraz. To doskonałe uzupełnia tę historię. Relacje poszczególnych bohaterów pozwalają nam poznać ją z każdej strony. Przy okazji bohaterowie mogą wyprowadzić czytelnika w pole.
Dość szybko zorientowałam się, co się stało. I nie powiem, że czułam się tym rozczarowana. Gdyby spełniło się moje drugie przypuszczenie, byłabym rozczarowana. Teraz jestem usatysfakcjonowana.
Polubiłam detektywa Micka, swoje za uszami miał, ale to był mimo wszystko dobry człowiek. Zaskoczył mnie za to Joseph. Nie myślałam, że ta postać zostanie rozwinięta w ten sposób. Pokochałam z całego serca Ruby i kibicowałam jej. Za to szczerze nienawidziłam teściowej Joyce. Nie chciałabym trafić na kogoś jej pokroju
Jeden z wątków sprawił, że moje serce pękło na milion kawałków. Chodzi mi o motyw z doniczką. Kto czytał książkę, będzie wiedział, co mam na myśli.
Moim zdaniem autorka bardzo dobrze wykreowała warstwę psychologiczną. Czułam niemal ból bohaterów i doskonale rozumiałam, dlaczego zachowują się właśnie w taki sposób.
Pochłonęłam tę książkę jednym tchem. Jeśli lubicie kryminały retro - polecam. Przy czym od razu zaznaczam, że w tej powieści ogromny nacisk jest położony na warstwę obyczajową. Na niesprawiedliwość związaną z kolorem skóry, na relacje między mężami i żonami.
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Słownemu.
Nie słyszałam jeszcze o tej książce, a wydaje się ciekawa. Dawno nie czytałam powieści, w której pojawia się wątek niesprawiedliwości związanej z kolorem skóry. Opis zachęca do przeczytania, Twoja recenzja również. Dopisuję ten tytuł do swojej listy.
OdpowiedzUsuńOstatnio często trafiam na tą książkę i całkiem dobre opinie. Jestem coraz bardziej ciekawa tego kryminału.
OdpowiedzUsuńCoś dla mnie :)
OdpowiedzUsuń