Rodzina, przyjaciele, sąsiedzi, niezależnie od tego, jak zrozpaczeni się wydają, oni wiedzą, kto to zrobił. Może podświadomie, może jeszcze nie w tej chwili, ale wiedzą.
Ośmioletnia Daisy Mason znika z domu w czasie sąsiedzkiej zabawy na przedmieściach Oxfordu. Policja bezskutecznie poszukuje kogoś, kto widziałby cokolwiek z całego zajścia. Czy obca osoba byłaby w stanie porwać dziewczynkę nie zostawiając po sobie żadnego śladu?
Gdy do akcji wkracza detektyw Adam Fawley, jego podejrzenia w pierwszej kolejności kierują się w stronę rodziny porwanej dziewczynki. Rodzice Daisy ewidentnie ukrywają jakąś tajemnicę, a jej cichy i wycofany braciszek zdaje się wiedzieć coś, o czym nie chce jednak mówić.
Fawley wie, że przy większości zaginięć sprawcą jest ktoś dobrze znany ofierze. Z każdą kolejną godziną szanse na znalezienie Daisy maleją. Czy detektywowi uda się przebić przez gąszcz rodzinnych kłamstw i odnaleźć dziewczynkę, zanim będzie za późno? A może tym razem statystyka się myli?
W zeszłym tygodniu mówiłam o książce "Kto mieszka za ścianą?". To był drugi tom cyklu o Adamie Fawleyu. Co prawda trochę pokręciłam nosem, ale postanowiłam przeczytać pierwszą część. I wiecie co, dobrze zrobiłam, że zaczęłam od drugiej, bo gdybym zaczęła od tej, nie czytałabym cyklu dalej. Moim zdaniem druga część była zdecydowanie lepsza.
Mamy przyjęcie, po którym rodzice zauważają, że zniknęła ich córka Daisy. Dziewczynka przepadła bez śladu. Rozpoczynają się poszukiwania, w trakcie których na jaw wychodzą rzeczy, o jakich bohaterowie woleliby nie pamiętać.
Do pewnego momentu to była naprawdę dobra książka. Wszystko siadło dla mnie w chwili pożaru. Od tej pory było tylko dziwniej. Nie przemawiał do mnie ciąg przyczynowo-skutkowy i mam wrażenie, że autorka na siłę próbowała zagmatwać tę historię, żeby za wszelką cenę utrudnić czytelnikowi rozwiązanie zagadki. Zakończenie totalnie nie pasowało do całości i w sumie mogę je podsumować krótkim "aha". Lepiej ta książka by się zakończyła bez epilogu. Podobnie było w przypadku drugiej części cyklu. Tam epilog też pasował jak pięść do oka.
Jeśli chodzi o rodzinę Masonów, to mogę o niej powiedzieć, że była. Zero charyzmy, udziwnienia na siłę. Wątek Leo był dla mnie położony. Miał potencjał, ale jak dla mnie został potraktowany po macoszemu.
Nie wiem, co mam myśleć o tej książce. Dla mnie jest mocno średnia. Za dużo udziwnień. Sam pomysł na fabułę może i nie rzucał na kolana, ale nie był zły. Czy będę czytać dalej ten cykl? Na ten moment nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Póki co muszę od niego odpocząć.
Książka czeka na mnie na czytniku. Jestem ciekawa, jak ja ją odbiorę.
OdpowiedzUsuńByć może i ja się skuszę na ten tytuł.
OdpowiedzUsuńPolecam zwrócić uwagę na "Mroczną prawdę" autorki. Świetny thriller, który zaskakuje zwrotami akcji :)
OdpowiedzUsuń