Anno Domini 1707. Splądrowane przez szwedzkich żołdaków ziemie litewskie nawiedza czarna śmierć, a w ślad za nią klęska nieurodzaju oraz głód. Wojenna zawierucha na długie miesiące odcina od siebie małżonków – rotmistrz Jan Izydor Narwojsz zarządza zrujnowaną twierdzą Radziwiłłów, rozpijając i szantażując kompanów Moskali, a Anna Katarzyna chroni się w starym dworze w Milkontach. Jeszcze nie wie, jakie piekło zgotują jej tutaj własne namiętności…
Tymczasem w ogarniętym zarazą Wilnie ich ciotka, Urszula Birontowa, zmaga się z bolesnymi wspomnieniami i walczy ze śmiercią na wielu frontach, także rodzinnym – rodowi Narwojszów grozi bowiem wygaśnięcie. Czy wygra ten pojedynek? Czy Narwojszowie przetrwają wojnę i dżumę? Dlaczego to, co najbardziej istotne, nigdy nie znalazło miejsca na stronach ich rodzinnej sylwy? Kto kieruje tym światem, który wyszedł z kolein? Niepojęta wola Boża czy zwykły przypadek?
Mamy rok 1707, ziemie litewskie są splądrowane przez Szwedów. Jakby tego było mało, pojawia się czarna śmierć, która zbiera żniwo. W historii świata dzieje się wiele, a jak sytuacja ma się z rodziną Narwojszów?
Tym razem mamy 2 bohaterki: Annę Katarzynę i Urszulę. Ta pierwsza niespecjalnie przypadła mi do gustu. Zdecydowanie bardziej wolę Urszulę. W porównaniu do niej Anna Katarzyna wypada, moim zdaniem, strasznie słabo. O ile na początku nawet ją lubiłam i było mi jej żal, gdy widziałam, jak wygląda jej życie, ale potem jakoś przestałam jej kibicować. Zaczęła mi grać na nerwach. Urszulę znałam dłużej i interesowało mnie to, co będzie się z nią działo.
Plus za to, w jaki sposób opisana została czarna śmierć. Opisy były na tyle plastyczne, że niemal widziałam przed oczami tę sceny. Trochę mnie to wszystko przerażało, ale z drugiej strony, teraz jesteśmy w podobnej sytuacji, tylko zamiast ptasich masek mamy lekarzy w kombinezonach.
Autorka opisuje również hipokryzję katolików. Swoją drogą, niewiele na przestrzeni lat się w tej kwestii zmieniło. Powiem więcej - mam wrażenie, że pod tym kątem jest coraz gorzej. W każdym razie trzepało mnie ze złości, gdy czytałam o śmierci małej dziewczynki. Kto czytał, będzie wiedział, o co mi chodzi. Za sprawą tej książki można przekonać się, jak wyglądała mentalność ludzi z tamtego okresu. Poniekąd tłumaczy to zachowanie Anny Katarzyny, ale nie zmienia faktu, że nie pałam do niej miłością.
Czy trzeba znać poprzednią część, żeby sięgnąć po tę? Niby nie, ale uważam, że to na tyle dobra saga, że warto znać ją w całości. Lepiej zrozumiecie wtedy Urszulę i będziecie wiedzieli, kim byli jej przodkowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)