Na Rosharze trwa wojna. Przebudzeni parshendi – pieśniarze – pod wodzą służących Odium Stopionych wydają się niepowstrzymani. Wieczna Burza nieubłaganie powraca, za każdym razem sprowadzając śmierć i zniszczenie na ludzkie osady. Dalinar Kholin, udręczony powracającymi wspomnieniami przeszłości i nieżyjącej żony, nie szczędzi wysiłków, by zbudować koalicję ludzkich królestw, odkrywając przy tym swoje moce Kowala Więzi. Jednakże Odium ma wiele sług i wygląda na to, że jest przygotowany na każdą możliwość, a Świetlistym Rycerzom zagraża również tajemnica, która wcześniej doprowadziła do Odstępstwa ich starożytnych poprzedników.
Elhokar, Adolin, Shallan i Kaladin docierają do Kholinaru i odkrywają, że choć miasto jeszcze nie upadło, ich misja może się okazać o wiele trudniejsza, niż się spodziewali. Ludzie szepczą o mrocznej sile, która opanowała pałac i królową Aesudan, po ulicach zaś wędrują wyznawcy dziwacznego Kultu Chwil. A jedynym, co chroni miasto przed upadkiem, jest Straż Muru i jej tajemniczy dowódca, marszałek Lazur.
Tymczasem ostatnia z Parshendich, Venli, zaczyna pojmować, jakie skutki przyniosła jej decyzja, by odnaleźć starożytnych bogów pieśniarzy, i jaki los czeka pieśniarzy pod władzą Odium.
Tak, wiem, powtarzam się, ale kocham Brandona Sandersona. I mówi to osoba, która od fantastyki z krzykiem ucieka. Lepszej rekomendacji napisać nie mogę. Powiem krótko, bierzcie i czytajcie, to jedna z tych książek, które są co prawda grube, ale nie czuć wcale ich objętości, bo po prostu przepada się w trakcie czytania.
Znów przenosimy się na Roshar, gdzie trwa wojna. Zbiera okrutne żniwo. Ta część jest brutalna, dzieje się dużo, jest krwawo. Może czasem rozterki Dalinara zwalniają akcję, ale nie można narzekać na nudę. Było więcej Kaladina, co mnie ucieszyło. Fakt, czasem mnie irytował swoim zachowaniem, ale i tak mam do niego słabość. I uwielbiam to, w jaki sposób autor poprowadził jego relację z Syl. W poprzedniej części tego tomu trochę mi ich brakowało, teraz jestem usatysfakcjonowana.
Nie zabrakło trudnych momentów. Odszedł ktoś, kogo jest mi naprawdę żal. Nie spodziewałam się tego i będę potrzebowała jeszcze trochę czasu, żeby sobie to przetrawić.
Czytając zakończenie, czułam smutek. Dopadła mnie swego rodzaju nostalgia. Nie chcę jednak zdradzać za dużo, żeby nie zaspojlerować Wam, czego możecie się po tej książce spodziewać, ale ostatnie rozdziały dały mi mocno do myślenia.
Brandon Sanderson ma to do siebie, że jego powieści są gotowym materiałem na film. Kiedy śledziłam sceny akcji, byłam w stanie je sobie wyobrazić. Mam tu na myśli przede wszystkim sceny walki. Nigdy nie pomyślałabym, że będę się nad takowymi rozpływać, a jednak. Moim zdaniem autor potrafi stworzyć zapierające dech w piersi sceny walki. W trakcie ich trwania nie jest mi obojętne to, co dzieje się z bohaterami i intryguje mnie, co zrobią, czego użyją, by się obronić albo zaatakować.
Jestem ciekawa, co przyniesie kolejna część cyklu, bo to jeszcze nie jest koniec.
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Księgarni Świat Książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)