Strony

wtorek, 1 grudnia 2020

Meg Elison "Księga bezimiennej akuszerki"

 

Kiedy zasypiała, świat był skazany na zagładę. Gdy się obudziła, był już martwy. Przetrwanie apokalipsy to jednak dopiero początek.

Na skutek tajemniczej gorączki na całym świecie umiera bardzo wielu mężczyzn oraz niemal wszystkie kobiety i dzieci. Ciąża i poród oznaczają wyrok śmierci – zarówno dla matki, jak i dla dziecka. Samotna położna brnie przez cmentarzysko, jakim stał się świat, usiłując znaleźć dla siebie miejsce w nowej, groźnej rzeczywistości. Filary cywilizacji runęły, została tylko brutalna siła i ci, którzy ją mają.

Pozostałe przy życiu kobiety są prześladowane przez bandy mężczyzn, którzy je chwytają, trzymają w łańcuchach, używają ich i nimi handlują. Żeby zachować wolność, położna przebiera się za mężczyznę i unika ludzi. Wkrótce odkrywa jednak, że jej zadanie nie ogranicza się do chronienia smutnej namiastki własnej niezależności.

Jeśli ludzkość ma się odrodzić, będzie potrzebowała akuszerki.

Decydując się na lekturę tej książki, wiedziałam, że to może być ciężki kaliber, zwłaszcza w obliczu tego, co dzieje się w Polsce, a co dla mnie jako kobiety nie jest obojętne. Nie chcę z tego wpisu robić politycznej dyskusji, powiem tylko jedno - nikt nigdy nie powinien decydować za kobiety o ich losie. Bohaterki, które pojawiają się w tej książce, nie miały tego szczęścia. Stały się towarem, rzeczą, którą można było handlować. Nikt nie liczył się z ich emocjami, wykorzystywano je, kalecząc nie tylko ich ciała, ale także dusze.

Początek książki przypominał mi nieco filmy o apokalipsie zombie. Bohaterka budzi się w nowej rzeczywistości. Ludzie umierają, ale nie polują na nie zombie. Tylko mogą paść ofiarą gorączki. Dotyka ona zdecydowanie częściej kobiet. Ciąża i poród oznaczają dla nich oraz ich dzieci śmierć. Nasza akuszerka musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Wie, że jako kobieta ma niewielkie szanse na przetrwanie. Podejmuje jednak walkę, próbując przy okazji pomóc innym kobietom, które napotyka na swojej drodze.

Czytając niektóre fragmenty, płakałam. Nie umiałam się uspokoić, gdy jedna z bohaterek poprosiła o zastrzyk, który ją zabije, żeby znów nie dopadli jej mężczyźni. Bardzo przeżywałam też opisy poranionych kobiet. Jestem w stanie wyobrazić sobie ich ból. Krew gotowała się we mnie, gdy czytałam o wykorzystujących je mężczyznach, którzy myśleli, że ich bronią. Bo przecież z ich grupy ich nikt nie wyrwie, prawda?

Nie od początku umiałam przekonać się do sposobu, w jaki swoje zapiski prowadziła główna bohaterka. Potrzebowałam czasu, by wgryźć się w te pourywane zapisy. Wiem, że komuś ten sposób narracji może przeszkadzać, ale pomyślcie sobie - jest apokalipsa, kobiecie udało się jakoś przeżyć, swoje widziała i nie ma pewności o swoje jutro. Też byście się nie silili na poetyckie wywody.

Książka momentami wciskała mnie w fotel. Świat przedstawiony jest brutalny. Kobiety zostały w nim sprowadzone do rangi rzeczy, którą można zużyć i wyrzucić. Nie mają żadnych praw. Plus dla autorki za to, że wykreowała bohaterów, w których się wierzy. Jedni przerażają, drudzy wzbudzają litość, a jeszcze inni obrzydzenie.

Jestem bardzo ciekawa tego, jak rozwinie się ten cykl. Zakończenie póki co wzmogło mój apetyt i jestem głodna kolejnych wrażeń, choć przeraża mnie to, co może na mnie w kolejnych częściach czekać.

Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Księgarni Tania Książka.

"Księgę bezimiennej akuszerki" znajdziecie na Taniaksiazka.pl
Sprawdźcie też inne książki beletrystyczne w Księgarni.

1 komentarz:

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)