Dziejąca się na przestrzeni 400 lat historia, w której główne role odgrywają: pradawna księga i tajemniczy spichlerz. Co łączy starego żydowskiego alchemika, radzieckiego kawalerzystę i podstarzałego rolnika z małej wsi pod Jelczem?
Ta książka zabiła mi ćwieka. Nie do końca wiem, co mam o niej myśleć. Nie powiem, że jest zła, ale zabrakło dla mnie grozy, na którą tak czekałam, sięgając po tę powieść.
Zapowiadała się świetnie. Pierwszy rozdział rozbudził moją ciekawość i byłam głodna wrażeń. Tyle że później w sumie niewiele ich dla mnie było. Owszem, są ciekawe momenty, ale czuję ogromny niedosyt pod tym względem.
Głównym problemem tej powieści jest jej objętość. Mamy 3 płaszczyzny czasowe na 240 stronach. Widać, że autor miał pomysł na tę opowieść, ale chciał powiedzieć za dużo, mając do dyspozycji tak niewiele stron. Przez to pewne wydarzenia nie wybrzmiewają tak, jak powinny.
To była dla mnie trudna książka. Odradzam czytanie jej do poduszki, bo można szybko odpaść - mówię z własnego doświadczenia. Ta książka wymaga od czytelnika skupienia. Bardzo łatwo można wytrącić się z rytmu czytania. Sama musiałam kilka razy cofać się, by przypomnieć sobie, co się stało, bo coś rozproszyło moją uwagę.
Za to jednego jej nie można odmówić - czuć mroczny klimat. Tylko szkoda, że było go tak mało. Początek naprawdę dawał nadzieję na coś mocnego. Musiałam niestety obejść się smakiem.
Jestem tą książką trochę rozczarowana. Nie skreślam jednak autora - to jego debiut i ma potencjał, żeby pokazać pazura.
Premiera książki odbędzie się już jutro!
Za egzemplarz recenzencki
dziękuję Wydawnictwu Vesper!
dziękuję Wydawnictwu Vesper!
Hmm, fabuła zapowiada się bardzo obiecująco, intryguje. Szkoda, że jej realizacja nie do końca skradła Twoje serce. Mimo wszystko biorę lekturę w rozwagę, może kiedyś... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! włóczykijka z Imponderabiliów literackich