Jak sądzisz - czy jesteś najlepszą wersją samego siebie? Najlepszą, na jaką Cię stać…?
Maks Okrągły „Square” to najlepszy student matematyki na wydziale i chorobliwy perfekcjonista. Jego umysł, przesiąknięty królową nauk, przestawił się na skrajną efektywność – chłopak uczy się szybciej, robi więcej i osiąga lepsze wyniki niż rówieśnicy. Sytuacja ta ma jednak swoją ciemną stronę – Maks podświadomie gardzi innymi ludźmi i traktuje ich z góry. Paradoksalnie jednak najbardziej gardzi... samym sobą – zwłaszcza kiedy popełnia błąd, który jego zdaniem mu nie przystoi, i czuje z tego powodu potężną złość. Czasem przybiera to ekstremalne formy – Maks wymierza sobie coraz dotkliwsze kary poprzez samookaleczanie i dręczą go paranoiczne myśli przeplatane z przerażającymi wizjami – między innymi, że prześladuje go jego sobowtór, który go nienawidzi i chce go zabić. Nie wie jednak, że prawdziwy koszmar dopiero nadchodzi i na własnej skórze przekona się o dosłowności porzekadła „Lepsze jest wrogiem dobrego”. Czy sobowtór Maksa, uosobienie jego obsesji dążenia do doskonałości, naprawdę przestał być jedynie majakiem udręczonego umysłu?
W trakcie czytania książki towarzyszył mi pewien paradoks - irytował mnie jak jasna choinka główny bohater, nie umiałam z nim wytrzymać, ale chciałam wiedzieć, co będzie dalej. Trudno mi powiedzieć, czy go polubicie. I nie jest to zarzut z mojej strony, że bohater po prostu wkurza. Wręcz przeciwnie - jest napisany tak, że wzbudza emocje. Od samego początku Maks nie był mi obojętny, choć nie chciałabym raczej mieć go w gronie znajomych. Bałabym się przy nim odezwać. Albo inaczej, skończyłabym w więzieniu za morderstwo w afekcie.
Początkowo nie umiałam wkręcić się w fabułę, ale potem poszło już jak z płatka. Pochłonęłam książkę w dwa popołudnia. Kiedy tylko odkładałam ją na półkę, myślałam o tym, co będzie działo się dalej. Intrygowała mnie ta historia, choć równocześnie mnie nieco przerażała.
Ta historia potrafi siąść na psychice. Kilka razy nie wiedziałam, w co właściwie mam wierzyć. Kto oszalał. Co dzieje się naprawdę, a co nigdy nie miało miejsca. Lubię takie niejednoznaczne powieści, nie umiem wtedy przewidzieć kolejnych ruchów bohaterów. I w tym przypadku tak właśnie było.
Pomimo początkowych problemów spędziłam całkiem nieźle czas w towarzystwie najnowszej powieści Artura Urbanowicza. Wciągnęła mnie. Trzymam kciuki za autora i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś czymś mnie zaskoczy.
Premiera odbędzie się już jutro.
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Wydawnictwu Vesper.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)