Strony

niedziela, 23 sierpnia 2020

Kristin Hannah "Prawdziwe kolory"

Siostry Grey zawsze sobie bliskie, po śmierci matki zjednoczyły się jeszcze bardziej, stając najbliższymi przyjaciółkami. Ich surowy ojciec, pełen pretensji i wiecznej dezaprobaty, dba raczej o swoją reputację niż o własne dzieci. Dla Henry'ego Greya pozory są wszystkim; przez lata żąda, aby córki zważały na jego pozycję społeczną.
Winona, najstarsza, najbardziej łaknie ojcowskiej aprobaty. Mająca nadwagę i zatopiona w książkach, nigdy nie czująca się dobrze na rozległym końskim ranczu, należącym do jej rodziny od trzech pokoleń, ma świadomość, że nie posiada zalet, które byłyby cenne w oczach jej ojca. Pewnego dnia, będąc najlepszym prawnikiem w mieście, postanawia, udowodnić mu swoją wartość.
Aurora, średnia, jest prawdziwym rodzinnym rozjemcą, kładzie kres wszelkim sporom i stara się wszystkich uszczęśliwić, nawet wówczas, gdy skrywa własny bolesny sekret.
Vivi Ann to niekwestionowana rodzinna gwiazda. Uwielbianej przez wszystkich olśniewająco pięknej marzycielce o sercu otwartym jak rozpościerający się przed jej domem ocean, wszystko przychodzi z łatwością do chwili, gdy w miasteczku pojawia się nieznajomy…
W pewnym momencie wszystko się zmienia. Siostry Grey stają ze sobą w szranki w trudny do wyobrażenia sposób. Ich lojalność wystawiona zostaje na próbę, tajemnice ujawnione, a szokująca zbrodnia podzieli ich rodzinę i ukochane miasteczko.


Poprzednia powieść autorki, którą czytałam, czyli "Nocna droga", niespecjalnie przypadła mi do gustu, mam jednak słabość do twórczości autorki, uważam, że potrafi oczarować opowiadaną przez siebie historią, dlatego sięgnęłam po "Prawdziwe kolory". I muszę powiedzieć, że ta książka zatarła niezbyt dobre wrażenie, jakie wywarła na mnie poprzednia książka Kristin Hannah.

Tym razem mamy historię trzech sióstr. Przyznam szczerze, że na początku odtrącało mnie od Winony. Uważałam, że jest zarozumiałą zołzą, która nic, tylko rozpacza, jaka to jest biedna. Z biegiem czasu jednak nieco się do niej przekonałam. Aurora była dla mnie dobrym duchem, ale najbliżej było mi do Vivi Ann. Nie, nie była idealna, zdaję sobie z tego doskonale sprawę, lecz miała w sobie coś, co mnie do niej przyciągało.

Uważam, że autorka bardzo dobrze pokazała relacje między siostrami. Wierzyłam w nie. Zresztą pozostali bohaterowie także zostali dobrze napisani. Wzbudzali emocje, nie byli mi obojętni. Czasem, gdy widziałam, co robią, były to bardzo sprzeczne uczucia. Potrafiłam kogoś uwielbiać, a za moment miałam ochotę podłożyć mu nogę i patrzeć, jak leci.

Książkę czyta się szybko. Owszem, ma pewne nieco przegadane momenty, ale urzekł mnie jej klimat, ten bijący z niej spokój. Niektóre wydarzenia czytelnik spokojnie może przewidzieć, ale czy to mi jakoś przeszkadzało? O dziwo nie. Nie wyobrażam sobie tego, żeby całość potoczyła się inaczej. Moim zdaniem całość idealnie do siebie pasuje. To bardzo dobra powieść obyczajowa. Porusza trudne tematy, wzbudza emocje. Idealna historia na nadchodzące dłuższe wieczory. Polecam.

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Księgarni Świat Książki.

"Prawdziwe kolory" możecie kupić w Księgarni Świat Książki.

3 komentarze:

  1. "Nocna droga" podobała mi się bardziej, jednak ten tytuł również mnie urzekł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jeszcze nie znam tej autorki, więc może zacznę o tego tytułu.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)