Bogumił Korzyński, absolwent Uniwersytetu Medycznego w Wilnie, rozpoczyna pracę w warszawskim Szpitalu im. Dzieciątka Jezus na oddziale chorób wewnętrznych. Jest rok 1850. Siedem lat wcześniej świat odrzuca Horacego Wellsa i jego eter, doprowadzając nieszczęsnego wynalazcę do szaleństwa i samobójczej śmierci. Szpital połowy XIX wieku wciąż spływa ropą, krwią i brudem, a najlepszym chirurgiem jest ten, który potrafi w jak najkrótszym czasie wykonać operację. Przeżywalność pacjentów, którzy umierają z powodu zakażeń i niedostatecznej wiedzy lekarzy, sięga kilku procent.
Bogumił pragnie zostać ginekologiem i tym samym pomóc kobietom takim jak jego żona, która kolejny poród niemalże przypłaca śmiercią. Jednocześnie doktor zmaga się z własnymi demonami i przeszłością, o której zacna rodzina żony nie ma pojęcia.
Uwielbiam powieści Ałbeny Grabowskiej. Kiedy tylko zobaczyłam tę w zapowiedziach, wiedziałam, że muszę po nią sięgnąć. Owszem, jest dość gruba, ale bardzo szybko się ją czyta. Ja pochłonęłam ją w dwa dni.
Czytając tę powieść, cieszyłam się w duchu, że nie żyłam w tamtych czasach i nie musiałam przechodzić podczas porodu przez katusze, z którymi musiały zmierzyć się rodzące bohaterki. Wtedy dziecko trzeba było rodzić w bólach i po bożemu - na żywca, o cesarce zapomnijcie. A ile kobiet wtedy straciło swoje życie... Jak dobrze, że medycyna od tamtego czasu tak bardzo poszła do przodu.
Cieszę się, że za sprawą tej powieści mogłam zajrzeć za kulisy historii medycyny. Mogłam przekonać się, jak wyglądały eksperymenty dotyczące eteru i tego, jak za jego pomocą pomóc rodzącym kobietom. Parskałam czasem śmiechem, czytając, jak to wyglądało. Podkreślę to raz jeszcze - cieszę się, że żyję w czasach, gdy znieczulenie jest powszechnie dostępne i nie muszę się bać, że będę cierpieć katusze w trakcie zabiegu.
W książce pojawia się wielu bohaterów, ale nie powiem, żebym czuła się jakoś bardzo zagubiona w tym, kto jest kim. Lubiłam Domicelę, Bogumił wzbudzał we mnie dość mieszane uczucia. Za to nie pałałam sympatią do teściowej pana doktora. To była straszna kobieta. Za to jakoś polubiłam Augustę. Miała trochę za uszami, ale jakie ta kobieta miała jaja. Niejeden facet był przy niej nieopierzonym kurczakiem. Uważam, że to była najciekawsza postać. Byłam ciekawa tego, co jeszcze wymyśli.
Myślę, że jeśli szukacie powieści obyczajowej na nadchodzące dłuższe wieczory, to to może być propozycja dla Was. Uważam, że to dobre rozpoczęcie cyklu i jestem ciekawa, co wydarzy się dalej. Jedyne, do czego mogę się doczepić, to to, w jaki sposób były skonstruowane rozdziały dotyczące Bogumiła. Bardzo nie lubię, kiedy zapowiada się przed treścią to, co będzie działo się w rozdziale. Przyznaję szczerze, że te opisy omijałam, bo wolę w trakcie czytania odkrywać treść, a nie wiedzieć, co będzie mnie czekało.
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Wydawnictwu Marginesy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)