Strony

piątek, 24 lipca 2020

Steve Berry "Maltański łącznik

Po śmierci papieża rozpoczynają się przygotowania do kolejnego konklawe, do Watykanu przybywają kardynałowie. Kastor Gallo, kontrowersyjny kardynał, który popadł w niełaskę Watykanu, ucieka z Rzymu na Maltę. Tak próbuje odszukać dokument z IV wieku, z czasów Konstantyna Wielkiego. Były pracownik Wydziału Sprawiedliwości, Cotton Malone, przebywa nad włoskim jeziorem Como, tropiąc losy legendarnej korespondencji Winstona Churchilla i Benita Mussoliniego, która zaginęła w 1945 roku. Ujawnienie jej treści mogłoby wywrócić do góry nogami historię, jaką zna świat. Śladami Malone’a podąża jednak ktoś jeszcze… Pościgiem zaczyna interesować się Zakon Maltański, zgromadzenie o ponad dziewięćsetletniej historii, jedyne, które dotrwało czasów współczesnych. Dziś prowadzą przede wszystkim działalność humanitarną, lecz w ich szeregach znajdują się także członkowie starożytnej sekty Secreti, która zamierza wpłynąć na trwające właśnie konklawe.

Sięgając po tę książkę, nie miałam świadomości, że jest to 14. tom cyklu. Zorientowałam się, gdy otworzyłam ją i zobaczyłam okładki poprzednich powieści. Ale postanowiłam zaryzykować i przekonać się, co autor ma mi do zaoferowania. Jeśli zastanawiacie się, czy można sięgnąć po tę książkę, nie znając fabuły poprzednich, to odpowiadam, że tak. Ja ani przez moment nie poczułam się zagubiona.

Nie można narzekać w trakcie czytania na nudę. Od samego początku sporo się dzieje. Przy scenie z niedźwiedziem czułam ciarki na całym ciele. A co dopiero miał powiedzieć bohater. Podziwiam go za to, co wtedy zrobił, mnie by to przerosło.

Muszę przyznać, że obawiałam się tego, że autor pójdzie w stronę "Aniołów i demonów" i pojedzie po schemacie, który tam się sprawdził. Pewne rzeczy są podobne, nie będę ukrywać, zresztą sami pewnie to zauważyliście, czytając opis książki, ale nie musicie bać się odgrzewanych kotletów.

Coś dla siebie znajdą tutaj zarówno wielbiciele thrillerów, jak i fani powieści historycznych. Autor bardzo dobrze przeplótł ze sobą te wątki i trudno odróżnić prawdę od fikcji literackiej. Nieco bałam się tego, że Steve Barry zdecydował się na takie połączenie, ale uważam, że znakomicie tutaj zagrało.

Nie byłam w stanie przewidzieć zakończenia. Miałam pewne podejrzenia, ale się nie sprawdziły, z czego się niezmiernie cieszę, nie będę tego ukrywać. Plus za to dla autora. Cieszę się, że nie poszedł ścieżką, którą przewidziałam. Wtedy nie miałabym satysfakcji z poznania zakończenia, bo byłoby mocno schematyczne.

Choć nie miałam wcześniej do czynienia z bohaterami, ale nie byli mi obojętni. Byłam ciekawa, co będzie się z nimi działo. Nie do końca wiedziałam też, komu mogę zaufać. Kilka razy zmieniałam swoje zdanie co do tego, kto po której stronie gra. Nie mam swojego ulubieńca, choć z Lukiem całkiem nieźle spędzało się czas. Nie mogę jednak powiedzieć, że Cotton Malone, czyli główny bohater cyklu, nie wzbudził mojej sympatii.

Jestem bardzo ciekawa poprzednich powieści autora. Jeśli będę miała okazję, na pewno po nie sięgnę. Byłoby miło poznać wcześniejsze przygody głównego bohatera. Jeżeli lubicie thrillery z wątkiem religijnym, myślę, że i ta książka może Was zainteresować. Tak jak powiedziałam na początku, nie szkodzi, jeżeli nie znacie poprzednich powieści. Spokojnie można wejść do tego świata od 14. tomu. Ja bez problemu się odnalazłam, więc i Wy nie będziecie mieli z tym problemu.

A, i na koniec, gdybyście mnie zapytali, która z powieści, ta czy "Anioły i demony", była lepsza, nie umiałabym odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że spokojnie można postawić między nimi znak równości. Są równie dobre.

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję
Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Sonia Draga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)