Armia nieumarłych pod wodzą demona zalewa królestwo Furii. Kolejne armie obrońców uginają się przed nieujarzmioną potęgą wroga. Ludzie zamieniają się w Opętanych i ruszają mordować własne rodziny. Świat pogrąża się w mroku, rozpaczy i dzikim przerażeniu.
Jedyną nadzieją na przetrwanie jest walka u boku maga bojowego i jego smoka. Tych jednak jest zbyt mało. Od czasu Wielkiego Opętania tylko nieliczni mają odwagę przywoływać smoki. Niektóre z nich, szalone i nieobliczalne, stanowią śmiertelne zagrożenie dla ludzi. Potrzeba wyjątkowego człowieka, by okiełznać ich moc...
Falko Dante - słabeusz w świecie wojowników, umierający na tajemniczą chorobę syn szaleńca i zdrajcy. Nie tak wyglądają bohaterowie tej wojny. A jednak to na jego barki spadnie ciężar odpowiedzialności i jemu przypadnie do odegrania rola, która zaważy na losach tysięcy ludzi.
Nieczęsto sięgam po tego typu literaturę, to raczej domena mojego męża, ale nie samym kryminałem człowiek żyje.
Początek książki był dla mnie przegadany i nie wiedziałam, czy będę w stanie przejść przez tę historię. Potem jednak akcja się rozkręciła. Dla mnie to był moment pojawienia się czarnego smoka. Kto czytał książkę, będzie wiedział, o który moment mi chodzi. Od tej chwili już przepadłam. Nawet nie zauważyłam, kiedy dotarłam do końca.
Miałam trochę problemu z ogarnięciem bohaterów, trochę ich było i zdarzyło mi się wracać kilka stron wstecz, żeby sobie przypomnieć, kto jest kim. Potem było już łatwiej. Czy mam swojego ulubionego bohatera? Moje serce podbił Tobias, to na pewno, ale Bryna też była niczego sobie. Falko w sumie też, choć na początku nie byłam do niego jakoś bardzo przekonana. Widać w bohaterach pewne cechy, które można odnaleźć w innych książkach z tego gatunku, ale nie powiem, że jakoś bardzo mi to przeszkadzało. W miarę przebiegu akcji czułam się z bohaterami coraz bardziej zżyta i kilka razy oczy mi się trochę pociły.
Uważam, że bardzo mocnym punktem tej powieści są smoki. Zdecydowanie był ogień, kiedy się pojawiały. I momentalnie czułam ciarki na całym ciele, gdy autor zaczynał opisywać te bestie. Widziałam je przed oczami, opisy były bardzo plastyczne. Wzbudzały respekt. W sumie jeśli chodzi o sceny bitewne, to one dla mnie też były bardzo obrazowo przedstawione. Czułam bijącą z nich moc i nie nudziłam się w trakcie czytania.
Nie sposób nie zauważyć pewnych schematów z innych powieści fantasy, niektóre wątki są przewidywalne. Nawet mnie się rzuciły w oczy, choć niewiele takich książek czytam. Myślę, że starzy wyjadacze gatunku znajdą ich jeszcze więcej niż ja. Nie mówię jednak, że autor wziął gotowe rozwiązania od innych pisarzy, zmiksował je i stworzył w ten sposób powieść. Nic z tych rzeczy.
Po nieco ponad 100 stronach nie mogłam narzekać na nudę w trakcie czytania. Jestem bardzo ciekawa tego, co przyniesie mi druga księga "Maga bitewnego". Myślę, że po tę książkę spokojnie mogą sięgnąć nastoletni czytelnicy i nawet nie wiem, czy oni nie znajdą tutaj dla siebie najwięcej. Język, jakim jest napisana książka, jest bardzo prosty, bohater jest młodziutki.
Na końcu parę słów o samym wydaniu. Fabryka Słów nigdy mnie nie zawiodła, jeśli chodzi o ilustracje. Tak było i tym razem. Z niektórych ilustracji biły takie emocje, że aż miałam ciary na całym ciele. Zdecydowanie dodawały klimatu powieści.
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Fabryka Słów.
Bardzo lubię czytać tematy średniowieczne :)) książka jak najbardziej godna uwagi
OdpowiedzUsuń