Charles Sobhraj – mistrz ucieczki. Był jak kameleon – umiał grać zarówno człowieka Zachodu jak i Wschodu, przedstawiciela różnych profesji. Ze względu na swój modus operandi zyskał przydomki „Wąż” i „Bikini Killer”. Podejrzewany nawet o dwadzieścia zabójstw, mordował przede wszystkim na słynnym w latach 60. i 70. szlaku hipisów – w Tajlandii, Nepalu, Malezji, Indiach, polując głównie na zachodnich turystów. Inteligentny i bezwzględny. Jego czarująca powierzchowność kryła mężczyznę zdolnego do najpotworniejszych czynów. Zabijał z zimną krwią. Nie znał litości i nie odczuwał wyrzutów sumienia. Potrafił po mistrzowsku manipulować ludźmi, doskonale zacierał ślady i przez wiele lat wodził policję za nos. Do dziś uważany jest za jednego z najbardziej przebiegłych i niebezpiecznych kryminalistów na świecie.
Czytając o tym, jak wyglądało dzieciństwo Charlesa Sobhraja, nie dziwiłam się, że obrał w życiu taką, a nie inną drogę. Był niczyj. Zarówno, jeśli chodzi o obywatelstwo, jak i o bycie dzieckiem. Ani matka, ani ojciec za specjalnie go nie chcieli. Przytrafił się im, a oni założyli nowe rodziny. Kolejna gęba do wykarmienia była niespecjalnie potrzebna.
Początkowo musiałam dać sobie czas, żeby ogarnąć rodzeństwo Bikini Killera i to, co działo się z nim w młodości. A działo się sporo. Wtedy było mi go naprawdę szkoda. Nikt nie zasłużył na takie taktowanie, przerzucanie z miejsca na miejsce. Właściwie nie miał dzieciństwa. To było przykre i ukształtowało to, kim się stał. Jeśli powiem, że potworem, to raczej niczego nie wyolbrzymię.
Tę książkę czytało mi się zdecydowanie lepiej niż Rzeźnika z Niebuszewa. Ta historia była bardziej składna, wciągała. I przerażała zarazem. Trudno uwierzyć mi w to, że ten człowiek miał tyle na sumieniu i nic z tego sobie nie robił. Inna sprawa, że nie do końca wiadomo, co właściwie zrobił, a co podkoloryzował, żeby to "lepiej" wyglądało.
Nieco obawiałam się tej książki, mając z tyłu wspomnianą poprzednią publikację autora. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Muszę jednak powiedzieć, że Jarosław Molenda bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Opowieść o Bikini Killerze czytało się jak powieść, a nie próbę zrekonstruowania tego, co zrobił. Pochłania się ją jednym tchem. Chylę czoła przed autorem za to, że był w stanie wzbudzić we mnie współczucie dla kogoś takiego.
Premiera książki odbędzie się już jutro!
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Wydawnictwu Replika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)