Stephanie Land "Sprzątaczka. Jak przeżyć w Ameryce, będąc samotną matką pracującą za grosze"

Stephanie związała się z niewłaściwym mężczyzną. To miała być tylko wakacyjna przygoda, która okazała się brzemienna w skutkach. Stephanie i Jamie zostali rodzicami. Kobieta wraz z córeczką zamieszkała z jej ojcem, który okazał się agresywnym człowiekiem. W obawie o życie swoje i dziecka, postanowiła zerwać z chłopakiem i zawalczyć o niezależność. Szybko jednak przekonała się, że ciężka praca i determinacja czasem nie wystarczą, by utrzymać się na powierzchni.


Przyznam szczerze, że byłam bardzo ciekawa tej książki. Zaintrygował mnie jej opis. Nie wiem jak Wy, ale ja nie czytam zbyt wiele książek, które pokazują realia biednego życia w Ameryce. Bohaterowie, z którymi się spotykam, żyją na pewnym poziomie. Nie są nie wiadomo jak bogaci, ale też nie przymierają głodem. Z tą książką jednak mam ogromny problem.

W porządku, zwraca uwagę na to, jak ciężko jest samotnej matce utrzymać się, gdy pracuje się za grosze. Łapałam się za głowę, gdy czytałam o miejscach, w których przyszło żyć Stephanie. W sumie mogłabym powiedzieć, że ma to na własne życzenie, ale nie umiem tego zrobić. Podjęła pewną decyzję i musiała ponieść jej skutki.

Nie usunęła ciąży, choć partner nie chciał dziecka i nie był zbyt dobrym materiałem na tatusia. Ale czy można mieć o to do niej pretensje? Moim zdaniem nikt nie ma prawa nikogo osądzać. Chciała zostać mamą pomimo przeciwności - w porządku. Tylko nieco drażniła mnie jej postawa i to marudzenie, że nikt z rodziny jej nie pomaga. Uważam, że miała spore klapki na oczach. Poniekąd staram się ją zrozumieć, ale trudno mi to zrobić.

Ta książka była dla mnie chaotyczna. Ciężko mi się ją czytało. Wiedziałam, że to spory kaliber, ze względu na poruszaną tematykę, ale czy pod kątem literackim było tu dobrze? Nie zawsze. Ta historia miała bardzo dobre momenty. Uwielbiałam, gdy Stephanie pisała o swojej córce. Jak to się przyjemnie czytało. Widać, że ją kocha i chce dla niej jak najlepiej. To było coś, dzięki czemu ta książka się broni. Takie jest moje zdanie. Te fragmenty wzbudzały we mnie sporo emocji.

Czy książka stanowi rewolucję i sprawi, że inaczej będziemy postrzegać kobiety takie jak Stephanie? Nie mnie to oceniać. Podziwiam ją, że była w stanie zakasać rękawy, a nie siedziała z wyciągniętą ręką, mówiąc "daj". Tego bym nie wytrzymała i całkiem bym ją znienawidziła. Tak wzbudzała we mnie sprzeczne uczucia, choć nie mogę powiedzieć, że nią gardzę albo uważam, że ma to, na co zasłużyła. Chociaż czasem nie nadążałam za jej tokiem rozumowania i miałam ochotę jej powiedzieć, żeby przestała smęcić i wzięła się za siebie. Momentami naprawdę głupio postępowała.

Jeśli oczekiwaliście po tej książce rozbudowanej analizy psychiki kobiety, która żyje z dzieckiem na skraju nędzy, to muszę Was rozczarować. Książka momentami może dość mocno nużyć. Sama łapałam się na tym, że niektóre fragmenty przelatywałam wzrokiem, bo ich czytanie mnie usypiało. Nie mogę powiedzieć, że książka była zła, ale dla mnie do najłatwiejszych nie należała. Spodziewałam się czegoś nieco innego, ale przy okazji mogłam przekonać się o tym, jak funkcjonuje system socjalny w USA. W dużej mierze właśnie o tym jest ta książka. 

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Czarnemu.

Udostępnij ten post

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)

Czytelnia mola książkowego © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka