Kinga jest świetną matką, doskonałą żoną, perfekcyjną niemal panią domu i pracownikiem miesiąca.
Wszystko zmienia się w chwili, kiedy jedzie na 20-lecie swojej studniówki i nawiązuje romans z dawnym kolegą ze szkoły. Sekretne spotkania szybko przestają im wystarczać. Kochanek namawia, by odeszła od męża i zaczęła z nim nowe życie. Kinga się zgadza... i wtedy wszystko nagle się komplikuje. Miała być bajka, wyszedł koszmar.
Zdruzgotana Kinga na oślep szuka wyjaśnienia. Trafia na informacje, które mrożą jej krew w żyłach. Zaczyna rozumieć, że sprowadziła śmiertelne niebezpieczeństwo na siebie i na tych, których kocha.
Liliana Fabisińska jest jedną z tych autorek, po których książki sięgam w ciemno. Jak do tej pory żadna z nich mnie nie zawiodła. Każda dawała mi do myślenia i pozostawała na długo w pamięci. Dlatego też z niecierpliwością czekałam na jej kolejną powieść i nie wahałam się, by po nią sięgnąć.
Początek był całkiem obiecujący. Może i fabuła nie była specjalnie wymagająca, patrzymy bowiem na to, jak nieco styrana swoim małżeństwem Kinga nawiązuje romans z kolegą ze szkoły. Ktoś może powiedzieć, że to wszystko działo się za szybko. Trudno mi się z tym nie zgodzić, bo akcja pod tym względem dość szybko nabiera tempa, ale niespecjalnie mi to przeszkadzało. Widzimy, jak kobieta miota się między rodziną a własnym szczęściem, obudzoną na nowo kobiecością. Potem zaczynają się schody. Przynajmniej dla mnie się zaczęły, bo im dalej w treść, tym trudniej było mi utrzymać zainteresowanie opowiadaną przez autorkę historią.
Nie poczułam jakiejś głębszej więzi z główną bohaterką. Działała mi na nerwy i nie powiem, żeby było mi jej jakoś bardzo żal. Co do pozostałych postaci - no cóż, były. Może jakoś córka Kingi się jeszcze wybijała na ich tle, trudno, żeby nastolatka była bezbarwna, ta miała dość mocne czasem teksty. Ale poza tym nikt mnie nie ujął.
W pewnym momencie przestałam wierzyć w to, co czytam. Uważam, że akcja tak się pogmatwała, że to wszystko, co się działo, było mało rzeczywiste. Do mniej więcej połowy byłam bardzo zaangażowana w książkę. Później coraz częściej przyłapywałam się na tym, że uciekam myślami gdzieś indziej. Nie przekonały mnie późniejsze zdarzenia i z bólem serca muszę powiedzieć, że po prostu tę książkę wymęczyłam i miałam około trzech podejść do jej zakończenia. Moim zdaniem to najsłabsza powieść autorki. Gdyby wszystko zostało na poziomie powieści obyczajowej, to myślę, że byłabym usatysfakcjonowana po lekturze.
Nie lubię pisać źle o książkach. Jest mi wtedy zawsze przykro. I tak właśnie jest teraz. Niemal czuję, jak krwawi mi serce. Niestety, mnie ta powieść rozczarowała. Spodziewałam się po autorce czegoś zdecydowanie lepszego, dającego do myślenia. Poprzednie książki autorki zapadały mi w pamięć. Podejrzewam, że o tej szybko zapomnę, bo nie było dla mnie nic, co sprawiło, że ta historia by mnie poruszyła. Mam wrażenie, że wiele jej aspektów już wcześniej spotkałam w innych powieściach i czuję się trochę tak, jakbym zjadła odgrzewane kotlety.
Nie będę Wam odradzać lektury tej książki. To, że mnie się nie spodobała, nie znaczy, że i Wam nie przypadnie do gustu. Może znajdziecie tutaj coś, czego ja nie dostrzegłam i zdecydowanie lepiej ocenicie tę historię.
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Filia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)