Kto zamordował i dlaczego? Z jakiego powodu rodzina zgłosiła zaginięcie dopiero po kilku tygodniach? Kto wysyłał anonimy obciążające dzierżawców rolnych? I jak to się stało, że cała prawda wyszła na jaw dopiero po dwóch latach, i to nie za sprawą policji, a samozwańczej detektyw, która była w stanie dostrzec to, co pominęli profesjonaliści?
Największym problemem jest narracja. Chaotyczna, przeskakujemy od wątku do wątku, są tu powtórzenia, a i zapomnijcie o chronologii, ona tutaj nie istnieje.
Therese, kobieta, która rozwiązała zagadkę, zaczyna w pewnym momencie irytować. Nie rozumiem, dlaczego poświęcono jej aż tyle czasu. Co jej życie prywatne ma wspólnego z prowadzeniem śledztwa? Średnio mnie interesowało czytanie o jej dzieciach i o tym, skąd się wzięły ich imiona. To nic nie wnosiło do sprawy, a jedynie zapychało treść.
Brakuje napięcia, od samego początku wiadomo, co się stało. Wiemy kto i dlaczego zabił, trzeba tylko uważnie czytać. Nie lubię tak napisanych książek, można je właściwie odłożyć na półkę zaraz po przeczytaniu takich informacji.
Szkoda, że tak wyszło, bo to mogła być świetna publikacja, która pokazuje, jak ogromną pracę w dotarciu do prawdy wykonują zwykli, niezwiązani z policją ludzie. Dzięki im wiele rodzin mogło pochować swoich bliskich. Niestety, ta książka jest na tyle chaotyczna, że nie da się jej czytać z zapartym tchem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)