Strony

poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Poniedziałki ze zbrodnią w tle: #313 Przedpremierowo! Izabela Janiszewska "Wrzask"

"Niezależna reporterka Larysa Luboń wpada na trop sadystycznego sponsora, mężczyzny płacącego studentkom za brutalny seks. Tymczasem ekscentryczny policjant Bruno Wilk usiłuje rozwiązać zagadkę tajemniczej śmierci młodej dziewczyny, która niepokojąco przypomina mu pewną sprawę sprzed lat. Każde z nich jest całkowicie oddane swojej pracy i zrobi wszystko, aby dotrzeć do prawdy. Niezależnie od ceny, którą przyjdzie im po drodze zapłacić. Na zawsze połączy ich osoba tego trzeciego – mężczyzny pozbawionego sumienia, więźnia własnych obsesji. Tylko jak mogą odnaleźć człowieka, który od lat oficjalnie nie istnieje?"


Ostatnio ta książka atakuje mnie niemal zewsząd. To miał być jeden z najmocniejszych debiutów w tym roku. Czy faktycznie tak było?

Larysa, dziennikarka, trochę przypominała mi Lisbeth Salander, ale niestety nie polubiłyśmy się tak bardzo. Larysa niemiłosiernie działa mi na nerwy, zdecydowanie bardziej lubiłam jej brata i mam wrażenie, że oni by bez siebie zginęli. Dziennikarka nie była mi jednak obojętna, więc zaliczam to jak najbardziej na plus. Zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu Borys. Uwielbiam gościa. Trochę może i opiera się na pewnych schematach, które sprawdzają się w takich powieściach, ale nie przeszkadza mi to w żadnym razie. Jest jeszcze Emilia. Kobieta, która drażniła mnie bardziej niż Larysa. Może nie od początku, bo myślałam, że się polubimy, ale jednak nie, po stokroć nie.

Na pewno nie można narzekać na nudę w trakcie czytania. Akcja nie zwalnia nawet na moment. Jeszcze nie zdążymy otrząsnąć się z jednej bomby, a za moment spada nam na głowę kolejna. Jakieś wspomnienie, nieprzepracowana trauma, bolesna teraźniejszość. Muszę jednak przyznać, że miałam problem z wątkiem Emilii. Trudno było mi się w nim odnaleźć i do pewnego momentu wydawał mi się mniej ciekawy, naciągany. Potem jednak wszystko złożyło się w całość i muszę przyznać, że autorka zgrabnie wszystko domknęła. Nie mam po lekturze poczucia niedosytu, rozczarowania. To był bardzo dobry debiut, obiecujący.

Książkę czyta się błyskawicznie. Nie ma zbędnych dłużyzn, zapychaczy. Pomijając nie od początku pasujący do całości jeden wątek, oceniam powieść dobrze. Przymykam oko na drobne potknięcia, to w końcu debiut i autorka ma ogromny potencjał. Ja w każdym razie po lekturze wrzeszczę, że chcę więcej.

Premiera książki odbędzie się już 15 kwietnia!

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)