Strony

wtorek, 17 marca 2020

Ane Riel "Żywica"

Rodzina Haarder mieszka na odosobnionej, porośniętej świerkami małej wysepce i z rzadka kontaktuje się z obcymi. Mieszkańcy sąsiedniej wyspy uważają ich za dziwnych, ale nie wtrącają się w ich życie. Dopóki nie stanowią zagrożenia, mogą sobie żyć po swojemu. Gdy ojciec zgłasza śmierć 9-letniej córki, szanują ich żałobę i coraz mniej się interesują tym, co się dzieje w odosobnionym domostwie.

Nie jestem w stanie przyporządkować tej powieści do jednego gatunku. To bardzo specyficzna książka. Trudna w odbiorze.

Akcja toczy się powoli, choć nie można narzekać na nudę. Jens Haarder, ojciec Liv, to człowiek, który ma swój własny kodeks moralny. Bardzo specyficzny. To, jakimi zasadami się kierował, przerażało mnie. Za nic nie chciałabym mieć do czynienia z tym człowiekiem. Zresztą z Marią, matką Liv, także. Jej co prawda było mi nieco żal, ale nie pałałam do niej pozytywnymi uczuciami.

Urzekła mnie za to Liv. To, w jaki sposób przyjmowała otaczającą ją rzeczywistość. Przerażające było jednak to, w jakim świecie przyszło jej żyć, jak bardzo była samotna i nieświadoma tego, jak wygląda życie i świat poza Głową. Czytając o niej, miałam ochotę ją przytulić i zabrać z miejsca, w którym się wychowywała.

To opowieść o szaleństwie i o tym, jak ktoś niezrównoważony psychicznie próbuje wytłumaczyć swoje zachowanie. To historia o manipulacji i kłamstwie. Zdecydowanie dla osób o mocnych nerwach. Sporo thrillerów i kryminałów przeczytałam, ale ta historia mną wstrząsnęła. Będę potrzebowała czasu, by się po niej otrząsnąć.

Jeśli szukacie mrocznej, mocnej opowieści, myślę, że ta książka może Was zainteresować.

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

1 komentarz:

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)