"Clara jest ambitną i utalentowaną urzędniczką w Ministerstwie Sprawiedliwości. Robi karierę i nie chce pamiętać o dramatycznych wydarzeniach z dzieciństwa. Teraz całą uwagę skupia na pracy nad ustawą o ochronie dzieci – ofiar przemocy domowej. Do szpitala, w którym pracuje jej mąż, trafia skatowany czteroletni chłopiec. Tego samego wieczoru jego ojciec zostaje zamordowany. Podejrzenia padają na osobę najbliższą Clarze – Haavarda. To sprawia, że mroczna przeszłość Clary znów o sobie przypomina".
W świecie Clary nic nie jest jednoznaczne. Nikt nie jest całkowicie niewinny, a zło nie jest złem absolutnym.Przyznacie sami, że zacytowany przeze mnie opis wydawcy jest intrygujący i zachęca do sięgnięcia po książkę. Ta zresztą ma dość wysokie oceny i wśród znajomych czytelników nikt na nią nie narzekał. Postanowiłam więc przekonać się, co autorka ma mi do zaoferowania.
Początek był mocny. Mamy na pozór kochające się małżeństwo, które od dawna żyje obok siebie. On pracuje w szpitalu, ona jest urzędniczką. Pewnego dnia do szpitala, w którym pracuje Haavard, trafia mały maltretowany chłopiec w ciężkim stanie. Nie udaje się go uratować. Jego obrażenia okazały się na tyle rozległe, że dziecko umiera. Na dodatek jego ojciec zostaje zamordowany. Zacierałam rączki, kiedy o tym czytałam. Tyle że potem wszystko jakby siadło. Miałam nawet chwile, że zastanawiałam się, o czy właściwie jest ta książka.
Niesamowicie dłużyły mi się fragmenty dotyczące Clary i jej pracy. To, co działo się wokół niej wcześniej, intrygowało mnie, ale jej teraźniejszość była dla mnie nudna jak flaki z olejem (i przerażał mnie niedźwiedź - kto czytał książkę, będzie wiedział, o co mi chodzi). Ani nie była to dla mnie postać, którą można jakoś bardzo polubić, ani jej poczynania nie były interesujące. Niemalże przysypiałam, gdy czytałam o jej pracy. Można było to przedstawić w ciekawszy sposób. Co innego jej mąż. Haavard przykuł moją uwagę. Zwłaszcza że już na początku zaczęło się u niego robić gorąco. Jego dało się lubić nawet wtedy, gdy nie przebierał w słowach. Zdecydowanie bardziej wolałam rozdziały, w których to on dochodził do głosu. Lepiej mi się je czytało i one były w stanie przyciągnąć moją uwagę na dłużej.
Mam problem z określeniem gatunku tej powieści. Czy to thriller psychologiczny? Moim zdaniem nie. Dla mnie więcej było tu powieści społeczno-obyczajowej, która poruszała wiele wątków, skupiając się w dużej mierze na sytuacji politycznej Norwegii. Na kwestiach uchodźców oraz maltretowania dzieci. To było ciekawe, bo w sumie niewiele się o tym u nas mówi, a to ważne rzeczy. Jak na thriller zabrakło mi zwrotów akcji, napięcia. Sytuacji moim zdaniem nie ratuje też zakończenie, które było dla mnie bardzo przewidywalne. Poza tym odniosłam wrażenie, że nie wszystkie wątki doczekały się rozwiązania.
Nie była to dla mnie dobra książka. Miała potencjał, ale uważam, że nie został wykorzystany i właściwie żaden z wątków nie wybrzmiał tak, jak powinien. Niestety, mnie ta książka rozczarowała, ale myślę, że może znaleźć grono fanów. Książkę czyta się szybko, nie zmusza specjalnie do myślenia. A szkoda. Bo tego właśnie po tej powieści oczekiwałam, że zmusi mnie do zastanowienia się nad pewnymi kwestiami, ale prawda jest taka, że za parę dni już niewiele z lektury będę pamiętać.
Ruth Lillegraven
Odbiorę ci wszystko
Wydawnictwo Wielka Litera
Warszawa 2019
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Wielka Litera.
Jeszcze się zastanowię nad lekturą tej książki.
OdpowiedzUsuń