Ta książka to zbiór opowieści o wszechświecie. Przy okazji 50-lecia lądowania na Księżycu autor zastanawia się, jak wyglądałaby ziemska astronautyka bez tego ciała niebieskiego, jak przedstawiano Księżyc w literaturze SF i czy dojdzie wkrótce do nowego wyścigu na Srebrny Glob.
Sięgając po tę książkę, nieco obawiałam się tego, że przytłoczyć mnie nadmiar wiedzy teoretycznej o kosmosie. Nastawiłam się nawet na ciężką lekturę i wiecie co? Autor bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, bo książka wchodziła mi lekko i połknęłam ją na urlopie.
Nie musicie obawiać się tego, że autor Was zanudzi i nie zrozumiecie tego, co ma Wam do powiedzenia. Książka jest napisana w zrozumiały sposób i nawet humanista z krwi i kości wszystko ogarnie. Owszem, są tu zagadnienia naukowe, ale Marek Oramus postarał się o to, by nie wbijały czytelnika w fotel i nie sprawiały, że czuje się niedouczony. A, i od razu uprzedzam, że ta publikacja w wielu kwestiach stanowi jedynie wstęp do pewnych zagadnień i nie wyczerpuje tematu. Stanowi jednak dobry punkt do własnych badań. W moim przypadku autor rozbudził chęć głębszego poznania tego, co mam nad głową, bo właściwie nadal wiem o wszechświecie niewiele.
W swojej publikacji Marek Oramus puszcza oczko do fanów literatury science fiction. Dużo tu nawiązań do niej. Ja co prawda specjalnie w tym temacie nie siedzę, ale jaką miałam radochę, gdy znalazłam nawiązania do czegoś, co znam.
Myślę, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. To nie jest nudna opowieść o wszechświecie, w której klepie się wymiary danych planet, ich odległość od Słońca itd. Autor porusza kontrowersyjne tematy i nie boi się mówić o tym, co inni woleli zamieść pod dywan. Czasem jego tezy są bardzo śmiałe i mogłyby wzbudzić oburzenie w świecie akademickim.
Ta publikacja momentami ma bardzo pesymistyczny wyraz. Nie oszukujmy się, to, co dzieje się na Ziemi, nie prowadzi do niczego dobrego. Niszczymy środowisko, licząc na to, że to nic takiego i jakoś to będzie. Marek Oramus pokazuje, że jesteśmy w ogromnym błędzie i raczej nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Nie musicie obawiać się tego, że autor Was zanudzi i nie zrozumiecie tego, co ma Wam do powiedzenia. Książka jest napisana w zrozumiały sposób i nawet humanista z krwi i kości wszystko ogarnie. Owszem, są tu zagadnienia naukowe, ale Marek Oramus postarał się o to, by nie wbijały czytelnika w fotel i nie sprawiały, że czuje się niedouczony. A, i od razu uprzedzam, że ta publikacja w wielu kwestiach stanowi jedynie wstęp do pewnych zagadnień i nie wyczerpuje tematu. Stanowi jednak dobry punkt do własnych badań. W moim przypadku autor rozbudził chęć głębszego poznania tego, co mam nad głową, bo właściwie nadal wiem o wszechświecie niewiele.
W swojej publikacji Marek Oramus puszcza oczko do fanów literatury science fiction. Dużo tu nawiązań do niej. Ja co prawda specjalnie w tym temacie nie siedzę, ale jaką miałam radochę, gdy znalazłam nawiązania do czegoś, co znam.
Myślę, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. To nie jest nudna opowieść o wszechświecie, w której klepie się wymiary danych planet, ich odległość od Słońca itd. Autor porusza kontrowersyjne tematy i nie boi się mówić o tym, co inni woleli zamieść pod dywan. Czasem jego tezy są bardzo śmiałe i mogłyby wzbudzić oburzenie w świecie akademickim.
Ta publikacja momentami ma bardzo pesymistyczny wyraz. Nie oszukujmy się, to, co dzieje się na Ziemi, nie prowadzi do niczego dobrego. Niszczymy środowisko, licząc na to, że to nic takiego i jakoś to będzie. Marek Oramus pokazuje, że jesteśmy w ogromnym błędzie i raczej nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Marek Oramus
Wszechświat jako nadmiar
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Poznań 2019
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
Wartościowy tytuł.
OdpowiedzUsuń