W dniu, w którym Jakub Domaradzki opuszcza zakład karny, jego wujek, Olgierd Lang, znany przemyski fryzjer, popełnia samobójstwo. Mężczyzna nie może uwierzyć, że jego wuj dobrowolnie targnął się na własne życie, a tajemniczy list pożegnalny pozostawiony przez Langa tylko mnoży znaki zapytania. "Tropy prowadzą do najcenniejszego zabytku Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej. Czy tysiącletnia bizantyńska gemma określana mianem amuletu magicznego skrywa znane tylko nielicznym tajemnice? Czy w połączeniu ze swoją zaginioną bliźniaczką jest w stanie ożywić zmarły czas? Świadom niebezpieczeństwa, jakie zaczyna mu grozić, Domaradzki postanawia znaleźć odpowiedzi na te pytania".
Widziałam wiele skrajnych opinii na temat tej książki. Jedni się nią zachwycali, drudzy mówili, że szkoda na nią czasu. Ja znajduję się gdzieś pomiędzy tymi dwoma grupami czytelników. Moim zdaniem ta powieść ma dobre momenty, ale bywa też bardzo nierówna. Były chwile, gdy czułam, że akcja wbija mnie w fotel, ale też nieco się miejscami nudziłam i zastanawiałam się, dlaczego autor postawił na takie, a nie inne rozwiązanie.
Jakub, główny bohater powieści, opuszcza zakład karny i chce rozpocząć nowe życie. Ma tylko wujka. który miał go odebrać. Tymczasem okazuje się, że ten popełnił samobójstwo w dość krwawy sposób, nie chcę zdradzać, w jaki, ale może lepiej nie jedzcie nic podczas czytania początkowych rozdziałów, bo żołądek może Wam wywinąć fikołka. Mnie w każdym razie trochę krew w żyłach zmroziło i kiedy wyobraziłam sobie, jak mogła wyglądać ta scena, poczułam, że robi mi się słabo. Jakub nie potrafi uwierzyć w to, co się stało. Tym bardziej, że nic nie wskazywało, by wujek miał jakieś kłopoty. Jeszcze ten dziwny list. Mężczyzna postanawia dowiedzieć się, co się stało.
Posunęłabym się do stwierdzenia, że momentami ta historia, a właściwie sposób jej prowadzenia, przypominała mi powieść obyczajową, a nie horror, co obiecywał mi wydawca. Czy to jest mankament książki? Niekoniecznie. Bywa to czasem nieco męczące, ale dzięki temu pewne wątki lepiej wybrzmiewają. Wzbudzają współczucie dla bohaterów, udaje się nawet nawiązać z nimi relacje. W każdym razie mnie zaczęło na nich zależeć i myślę, że pod tym względem te obyczajowe wątki zagrały. A jak jest z horrorem? Chciałabym powiedzieć, że ta książka straszy, ale nie umiem tego zrobić, bo w moim przypadku owszem, parę razy wstrzymałam oddech, lecz nie powiem, żebym miała po lekturze jakieś koszmary.
Autor postawił tutaj na miks gatunków i nie każdy, moim zdaniem, dobrze sobie tutaj radzi. Z horrorem, przynajmniej dla mnie, było dość kiepsko, powieść obyczajowa - dawała radę, kryminał - nawet na niezłym poziomie. Jednak to, co zaintrygowało mnie najbardziej, to wątek historyczny. Nie chcę Wam go streszczać, ale to było ciekawe. Pierwszy raz o tym usłyszałam i to zachęciło mnie do poszukiwań informacji na temat gemmy.
To początek dłuższej opowieści. Czy zdecyduję się na przeczytanie kontynuacji? Myślę, że mimo wszystko tak. Moim zdaniem ta historia ma potencjał i trzymam kciuki za to, żeby autor go nie zmarnował.
Stefan Darda
Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót
Wydawnictwo MUZA
Warszawa 2019
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu MUZA.
Ta książka już czeka na mojej półce. Jestem jej bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńCzeka i na mojej :)
OdpowiedzUsuńteż czytałam kilka recenzji i były różne, ale ostatecznie wydaje mi się, że warto po nią sięgnąć. tym bardziej, że jest to pierwszy tom serii, więc jest duże prawdopodobieństwo, że pozostałe tomy będą znacznie lepsze :)
OdpowiedzUsuń