Strony

piątek, 13 lipca 2018

Rudyard Kipling "Księga dżungli"

Podejrzewam, że wielu z was słyszało o Mowgliem. Jeśli ktoś nie wie, kim on jest, krótkie przypomnienie. Chłopiec wychowywał się w dżungli, gdzie został przygarnięty przez wilki. W jego wychowaniu mieli udział także niedźwiedź Baloo i czarna pantera Bagheera. Czytając książkę, dowiecie się tego, jak chłopiec poradzi sobie w starciu z tygrysem Shere Khanem. Przekonacie się, jak Mowgli zachowa się, gdy zapuści się zbyt daleko od Małpiego Plemienia. A co najważniejsze  ̶  na własnej skórze przekonacie się, jak wyglądały relacje dziecka ze zwierzętami, które objęły go swoją opieką.

Przyznam szczerze, że po tę książkę sięgnęłam z dużą dozą niepokoju. Dlaczego? Kiedy czytałam opinie na jej temat, sporo z nich było negatywnych. Wielu ludzi narzekało na to, że w powieści niewiele się dzieje, ciężko się czyta i szkoda na nią czasu. Wiecie co, nie zgadzam się z tymi opiniami.

Z wykształcenia jestem literaturoznawcą, więc spojrzałam na „Księgę dżungli” jak na klasyczne dzieło. Wiem, ile liczy sobie lat (opowieści składające się na tę publikacje, były publikowane w latach 1893 i 1894, więc mają już na karku ponad 100 lat). Mam świadomość, że w tamtych latach ludzi zachwycało coś innego. My mamy dzisiaj „Planetę małp” i nie dziwi nas to, że można komputerowo wygenerować gadającą małpę. Wtedy nikt o czymś takim nie pisał, więc posługujące się ludzką mową zwierzęta były czymś niezwykłym. Nie ma tutaj jakiś szalonych scen akcji, ale nie uważam, żeby to było coś złego.

Jeśli chodzi o język – tu muszę przyznać, że niektórym czytelnikom lektura może sprawiać problemy. Pamiętajmy o tym, że to dość wiekowa książka, więc siłą rzeczy język będzie się różnił od tego, którym my posługujemy się na co dzień. Pojawiają się rzeczy, których my już nie używamy. Niektóre wyrażenia już dawno przeszły do lamusa. Mnie jednak to nie przeszkadzało. Gdyby język został zmieniony na bardziej współczesny – średnio by mi to grało w odniesieniu do całości. Dla mnie ta książka jest klasyką, którą trzeba odczytywać w czasach, w których powstała. Czy jest to książka dla dzieci? Dla tych najmłodszych na pewno nie, bo wiele rzeczy będzie dla nich niezrozumiałych, ale uczniowie starszych klas szkoły podstawowej raczej powinni poradzić sobie  lekturą.

Pomimo moich wcześniejszych obaw, dobrze bawiłam się w trakcie czytania. Bywały momenty, gdy wybijałam się nieco z rytmu, bo język stawiał mi opory, ale szybko wracałam na właściwie tory. Do gustu najbardziej przypadły mi „Łowy węża Kaa” oraz „Tygrys! Tygrys!”. Te opowiadania czytało mi się najszybciej i były dla mnie najciekawsze, co nie znaczy, że pozostałe były gorzej napisane. Po prostu te dwa są najbliższe mojemu sercu.

Jeśli lubicie klasyki literatury i chcecie poznać chłopca wychowanego w dżungli – możecie sięgnąć po tę książkę. Przekonacie się, jak postrzegali świat żyjący w XIX wieku ludzie. Pamiętajcie jednak o tym, że pojawiają się tutaj gadające zwierzęta i jeżeli to jest dla was jakiś problem – lepiej poszukajcie czegoś innego do czytania, bo tylko będziecie zgrzytali zębami w trakcie lektury. Zapomniałabym o jednej rzeczy. Najnowsze wydanie jest uzupełnione ilustracjami Aleksandra Wieczorkiewicza, które oddają to, czego słowa nie są w stanie wypowiedzieć. Dzięki nim książka nabiera charakteru.

Rudyard Kipling
Księga dżungli
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Poznań 2017

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu Zysk i S-ka.

1 komentarz:

Dziękuję za każdy zostawiony komentarz. Wasze opinie są dla mnie bardzo ważne. Jeśli zostawicie mi swój adres to obiecuję, że Was odwiedzę :)