Alex jest mężczyzną po trzydziestce. Jego małżeństwo z Jody przeżywa właśnie kryzys. Co prawda on nadal kocha żonę, ale nie wie, jak ma jej to okazać. Kocha także swojego syna, Sama, lecz nie potrafi się z nim dogadać. Dlaczego? Ponieważ chłopiec ma autyzm. W jednej chwili potrafi zmienić się z kochanego synka w nieokiełznanego i agresywnego ośmiolatka, nad którym nie sposób zapanować. Jednak coś zmienia się, gdy Sam zaczyna grać w Minecrafta, pojawia się miejsce, w którym on i tata zaczynają na nowo odkrywać nie tylko samych siebie, lecz także siebie nawzajem…
Słyszałam na temat tej książki przeróżne opinie. Jedni się nią zachwycali, inni mówili, że jest taka sobie. Jak sprawa ma się ze mną? Ja jestem tą książką oczarowana. Chociaż nie od początku było mi łatwo się w nią wgryźć.
Początek nieco mnie nużył, ale na szczęście udało mi się wkręcić w świat Alexa. Spotykamy go, gdy jego życie zaczyna się walić. Nie dość, że małżeństwo z Jody chyli się ku upadkowi, to na dodatek mężczyzna traci pracę, która umożliwiała mu utrzymanie rodziny. Gorzej już chyba być nie może. Wyprowadzka z domu nie ułatwia sytuacji. Utrudnia bowiem kontakt z Samem.
Chociaż Alex na początku mnie nieco irytował, szybko go polubiłam. To był facet, którego życie nie oszczędzało. W młodości spotkała go tragedia, po której nigdy się nie pozbierał. Stracił pracę, a teraz miał jeszcze stracić rodzinę. Wychowanie syna nie było łatwe. Sam był bardzo specyficznym dzieckiem, lecz ojciec mimo wszystko go kochał, choć czasem tracił do niego cierpliwość. Jeśli chodzi o Sama, to był autystyczny chłopiec, który żył co prawda we własnym świecie, ale radził sobie całkiem nieźle. O ile nic nagle się nie zmieniło. Jeśli coś działo się niezgodnie z planem - wpadał w szał. Przełomem w jego życiu był moment, gdy zaczął grać w Minecrafta. Gra otworzyła go nie tylko na ojca, lecz stała się jego oknem na świat. Co mam na myśli? O tym musicie przekonać się sami.
To nie jest opowieść wyłącznie o autyzmie i relacjach ojca z synem. Autor poświęca sporo miejsca samemu Alexowi, jego przeszłości i temu, co działo się w jego głowie. Jody nie poznajemy tak dobrze, ale w sumie niespecjalnie mi to przeszkadzało. Bardziej interesowało mnie to, jak do choroby syna podchodzi ojciec. Miałam już okazję, by przekonać się, jakie relacje łączą autystyczne dziecko z ich matkami. Teraz po raz pierwszy spotkałam się z relacją ze strony ojca. To było dla mnie niezwykle cenne, tym bardziej, że Keith Stuart mówi prosto z serca. Wie, co czuje Alex i był w stanie dobrze to oddać.
Zakończenie powieści mnie wzruszyło. Co prawda spodziewałam się tego, ale nie jestem rozczarowana. Wręcz przeciwnie, czułabym niedosyt, gdyby wydarzyło się coś innego.
Chłopiec z klocków to przepiękna historia o miłości, rodzicielstwie i autyzmie. Autor pokazuje, jak wygląda świat autystycznego dziecka i pozwala je zrozumieć. Na naszym rynku wydawniczym powinno pojawiać się więcej tego typu publikacji. Polecam tę książkę każdemu, kto jest rodzicem albo chce nim zostać. Mam nadzieję, że pokochacie Alexa i Sama tak mocno jak ja.
Keith Stuart
Chłopiec z klocków
Wydawnictwo MUZA
Warszawa 2018
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego
dziękuję Portalowi Sztukater oraz Wydawnictwu MUZA.
Z dziećmi autystycznymi pracuję na co dzień i aktualnie jestem za bardzo przesiąknięta tematem, żeby jeszcze dodatkowo sięgać po tego typu książki. Dlatego też przynajmniej jak na razie nie sięgnę - tak dla własnego zdrowia psychicznego.
OdpowiedzUsuń